Szadź Igora Brejdyganta zrobiła na mnie ogromne wrażenie, dlatego miałam ochotę zgłębić pozostałą twórczość autora. Wybór padł na Rysę, kolejny raz postawiłam na książkę w wersji audio, głównie ze względu na fakt, że czyta ją jeden z moich ulubionych lektorów. W serwisach literackich widziałam różne opinie na temat tego tytułu, całkiem sporo było sceptycznych, żeby nie napisać negatywnych ocen. Postanowiłam na własnej skórze przetestować Rysę, bo wiem, że czasem książki niedoceniane przez innych czytelników, potrafią mi się bardzo spodobać. Czy autorowi udało się kolejny raz mnie usatysfakcjonować?
W mrocznych czeluściach Warszawy ginie bezdomny alkoholik, sprawa wydaje się prosta, praktycznie powinna zostać od razu zamknięta. Nie jest to jedyna zbrodnia z tak charakterystycznym modus operandi, prowadząca śledztwo komisarz Monika Brzozowska postanawia odkryć tajemnicze powiązanie oby spraw. Trop wiedzie w głąb umysłu policjantki, oba morderstwa niebezpiecznie łączą się z jej przeszłością, o której najchętniej chciałaby zapomnieć. Prawda miesza się z fikcją, a sama Brzozowska zaczyna cierpieć na niepokojące zaniki pamięci, wystąpieniu, którym ktoś wyraźnie dopomógł ostrymi środkami farmakologicznymi. Kobieta musi zmierzyć się z demonami przeszłości, prześledzić kolejne etapy własnego załamania, których kulminacyjnym punktem okazało się wstąpienie w szeregi policji. Myślała, że już dawno temu wygrała walkę o odzyskanie własnego życia, teraz na nowo musi stoczyć ostrą bitwę. Czy uda jej się złapać groźnego mordercę?
Książka okazała się równie nieprawdopodobnym, jak i chaotycznym scenariuszem, w którym łatwo jest się pogubić, co mnie osobiście bardzo zniechęciło do tego tytułu. Największe zastrzeżenia mam do głównej bohaterki, której kreacja, najdelikatniej rzecz ujmując, jest nierealistyczna, a momentami wręcz kosmicznie nieprawdopodobna. Nie wiem, czy w ogóle istnieje prawdopodobieństwo, żeby osoba uzależniona od substancji odurzających tak po prostu dostała się do policji, bez jakichkolwiek problemów natury formalnej. Nie wiem ,jak niekumaty musiałby być psycholog, przeprowadzający z taką osobą wywiad i testy kwalifikacyjne, żeby określić ją jako zdolną do służby, nie ma opcji, żeby tak gruba akcja przeszła przez tak zaawansowane sito selekcji. Zazwyczaj w polskich kryminałach kwestie uzależnień nieodłącznie są związane z pełnieniem obowiązków służbowych przez policjantów z wydziałów zabójstw, ale zaczynają pić i ćpać po kilku latach pracy, a nie jeszcze przed jej rozpoczęciem. Druga kwestia to samowolka Brzozowskiej, nie wierzę, że dla przełożonych kobiety normalne były jej nagłe zniknięcia. W sumie już dawno straciłaby prace za te wszystkie wyskoki i nagłe wyjazdy nie wiadomo gdzie i po co, a już na pewno otrzymałaby dotkliwą karę dyscyplinarną, jakąś naganę ze wpisem do akt, czy coś w ten deseń. Nie spodobało mi się również to wrabianie Brzozowskiej, było wysoce naciągane i takie nierzeczywiste. Niby była na swój sposób charakterystyczna, ale nie zapałałam do niej jakąś wielką sympatią, za wiele w niej było sprzeczności, takich nie do zaakceptowania.
Lubię wątki psychodeliczne z nutką rasowego popaprania, ale tutaj były dla mnie totalnie niezjadliwe i do bólu przekombinowane. Książka sama w sobie jest mocno pokręcona, miałam wrażenie, że sam autor zdążył się nawet pogubić w swoim scenariuszu. Falshbacki z życia policjantki o ile na początku dodawały tej historii charakteru, to wraz z rozwojem akcji stawały się coraz bardziej niepokojące i irytujące, ciekawy zabieg literacki sprowadzony został do nieprzyjemnych wątków, które niewiele miały wspólnego z realnymi odczuciami osób zmagających się z wszelakiej maści chorobami psychicznymi. Wielowątkowość potrafi być zaletą, ale do tego trzeba konsekwencji i odpowiedniego poprowadzenia fabuły, tutaj okazała się zmorą, która dręczyła mnie do końca książki. Sam pomysł mnie przekonał, był intrygujący i miał to coś i gdyby popracować nad realizacją, ten scenariusz miałby ogromny potencjał. Wyszło, jak wyszło i nadmierne starania autora przerodziły się w przekombinowany koszmar każdego czytelnika thrillerów. Niby było dynamicznie, akcji nie brakowało, ale w pewnym momencie zaczęłam się dusić od nadmiaru kosmicznie nieprawdopodobnych wydarzeń, które zaczęły mnie wręcz osaczać. Zamiast skupić się na tu i teraz, wysublimowanej serii zbrodni, to autor spycha czytelnika w głąb umysłu głównej bohaterki, której psychika potrafi nieźle przytłoczyć. Plusem audiobooka okazał się lektor, dzięki genialnej interpretacji Marcina Popczyńskiego ta książka stała się bardziej znośna. Liczyłam przynajmniej na porządne zakończenie, te niestety okazało się słabe i do przewidzenia.
O ile Szadź bardzo mi się spodobała, o tyle Rysa okazała się dla mnie totalnym rozczarowaniem i spektakularną literacką klapą. Igor Brejdygant w zalążku tłumił intrygujące wątki, tym samym doprowadzając mnie do nieprzyjemnego stanu czytelniczej frustracji. Doceniam pomysł, który miał ogromny potencjał, ale nie jestem w stanie tolerować tak mizernej jakości wykonania. Autorowi z pewnością dam jeszcze szansę, bo wiem, że stać go na bardzo wiele.