Pewnie teraz większość z Was kontempluje długi weekend majowy, nie myśląc zanadto o kolejnych literackich podbojach. Mam nadzieję, że pogoda Wam dopisuje, we Wrocławiu niestety się popsuła. Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło- klimat idealnie sprzyja czytaniu ;). A może podobnie, jak ja spędzacie ten czas książką? Dzisiaj nie będzie o lekturach na majówkę, tylko pokrótce o tym, co działo się u mnie w kwietniu.
Zeszły miesiąc był bardziej, niż bardzo udany- jakościowo i ilościowo, co bardzo, ale to bardzo mnie ucieszyło. Jeżeli chodzi o dobór lektur- z tym było różnie. Jak pewnie zauważyliście śledząc zamieszczoną poniżej listę- pozwoliłam sobie na nutkę (a może nawet troszeczkę więcej, niż nutkę…) szaleństwa. W swojej bibliotece odkryłam dość osobliwy regał z przeróżnymi książkami popularnonaukowymi. Po wstępnej eksploracji zdecydowałam się na kilka tytułów, z czego dwa już udało mi się przeczytać i zrecenzować. Niby dostaje książki z wydawnictw, czasem zaszaleję i coś sobie kupię, ale nic nie zastąpi mi tej niepowtarzalnej atmosfery biblioteki!
W kwietniu znalazło się kilka premier ze znaczkiem must read, ale kilka tytułów, z braku czasu, przełożyłam na późniejszy termin. Obecnie jakoś nie czuję parcia na nowości i jest mi z tym wybitnie dobrze. Dałam w końcu drugą szansę Camilli Läckberg i skusiłam się na najnowszy thriller jej autorstwa. Typowy dla królowej szwedzkiego kryminału marazm towarzyszący fabule w końcu przeszedł do historii! Złota klatka jednym słowem mnie zachwyciła! W kwietniu premierę miał również dziewiąty tom przygód Robert’a Hunter’a, serii którą od lat podczytuje i lubię być z nią na bieżąco, tak jakoś zżyłam się z bohaterami. Tak jak wspominałam już przy okazji wcześniejszych premier- mimo pewnych niedociągnięć Chris’a Cartera nadal biorę w ciemno, czego by nie napisał, to i tak będę mieć ciary. W przeciwieństwie do Złotej klatki z Galerią umarłych miałam dość spory problem- trzy czwarte książki zmęczyłam, a końcowa ćwiartka najpierw wbiła mnie w fotel, a potem dosłownie ścięła mnie z nóg. Tak więc było warto :).
Biorąc pod uwagę intensywne tempo pierwszej połowy kwietnia zakładałam, że przeczytam nieco więcej tytułów, niż ostatecznie mi się udało. Niestety podczas Świąt oddałam się w pełni błogiemu lenistwu. Mimo prawie tygodniowemu zastojowi mój wynik jest całkiem niezły- kwiecień zamykam liczbą 21 przeczytanych książek. Po cichu liczyłam, że w końcu uda mi się pobić rekord z 2017 roku, ale cóż- nie mam powodów do rozpaczy. Założyłam sobie na ten rok plan 15 książek na miesiąc, to optymalna liczba, biorąc pod uwagę fakt, że gdy czytam mniej czuję się jakoś nieswojo. I uprzedzę złośliwości hejterów- nie czytam książek na ilość, cenię sobie ponad wszystko jakość treści, a dodatkowo im więcej czytam, tym lepszy mam nastrój, koniec kropka. o kiepskim lutym, gdzie przez chorobę i ogólne zmęczenie materiału zwolniłam obroty, naszły mnie wątpliwości, czy w tym roku uda mi się zrealizować wspomniane postanowienie, na całe szczęście w marcu i kwietniu podkręciłam obroty i wróciłam do mojego normalnego czytelniczego tempa.
Co do statystyk- na stronie opublikowałam 21 postów, z czego 18 to recenzje książek, z tego dwie przedpremierowe. Pojawił się również wpis urodzinowy, podsumowujący moją dwuletnią przygodę z blogowaniem . Osobiście bardzo mnie zadziwił i zaskoczył zarazem, że drastyczny wzrost mojej aktywności na Instagramie. Ja tak właściwie nie przepadam za robieniem zdjęć i do tego typu czynności nadal podchodzę dość sceptycznie (no dobra, może to przez moje lenistwo :P). Na moim bookstagramie pojawiło się aż 13 postów, czyli łączna ilość zdjęć wzrosła aż o 40%! Może to znowu sprawka Emila i jego przepięknych zdjęć natury i nie tylko.
Jak pewnie zauważyliście od stycznia pojawiła się u mnie nowinka- wyzwanie #czytamfantastykę. Sprawcą całego zamieszania są (jak zawsze zresztą…) Emil i Sylwka, którzy kusili, kusili, aż w końcu dałam się złamać. W kwietniu kolejny raz z powodzeniem zakończyłam miesiąc- udało mi się przeczytać aż 4 książki, które można zakwalifikować do szeroko pojętej fantastyki.
A tak prezentuje się lista przeczytanych lektur:
- Daniel Z. Lieberman, Michael E. Long- Mózg chce więcej. Dopamina. Naturalny dopalacz
- Gianrico Carofiglio- Ponad wszelką wątpliwość
- Claire McFall- Przewoźnik
- Barbara Kwiatkowska- Skóra. Azjatycka pielęgnacja po polsku
- Jacek Imiela- Medycyna, moja miłość
- Agnieszka Lingas-Łoniewska- Zakręty losu. Nowe pokolenie
- Marianna Fijewska- Tajemnice pielęgniarek. Prawda i uprzedzenia
- Katarzyna Tusk- Make Photography Easier
- Kerstin Gier- Czerwień rubinu
- Christina Dalcher- Vox
- Piotr Pytlakowski, Artur Kowalewski- Odwróceni
- Camilla Läckberg- Złota klatka
- Agnieszka Lingas-Łoniewska- Zakręty losu. Historia Lukasa
- Agnieszka Lingas-Łoniewska- Zakręty losu. Braterstwo krwi
- Michał Lew-Starowicz, Izabela Marczak- Kochanie czy klikanie. Terapia dla zagubionych kobiet i mężczyzn
- Agnieszka Lingas-Łoniewska- Zakręty losu
- Leona Deakin- Gra w życie
- Cristina Alger- Żona bankiera
- Avery Neal- Dlaczego czuję się nieszczęśliwa, skoro on jest taki wspaniały?
- Dagmar Bach- Cynamon, chłopaki i ja
- Chris Carter- Galeria umarłych
W kwietniu tytuł Książki Miesiąca wędruje do trzech autorek- Kerstin Gier za Czerwień rubinu, Dagmar Bach za Cynamon, chłopaki i ja i Claire McFall za fenomenalnego Przewoźnika. Na wyróżnienie zasłużyli: Agnieszka Lingas- Łoniewska za cykl Zakręty losu oraz Daniel Z. Lieberman w duecie z Michael’e, E. Long’iem za najbardziej fascunującą książkę popularnonaukową, ostatnich kilku miesięcy-Mózg chce więcej. Dopamina. Naturalny dopalacz. Sądzę, że nie muszę nikomu tłumaczyć swoich typów, a jeżeli kogoś z was ma wątpliwości, to odsyłam do recenzji. Książek złych, na całe szczęście nie było, z czego się przeogromnie cieszę.
W mijającym miesiącu pierwszy raz w całej historii prowadzenia przeze mnie bloga nie dominował u mnie thriller. Nie sądzę, żeby zmienił mi się gust czytelniczy. Taki stan rzeczy spowodowany był chwilową potrzebą urozmaicenia literackiego repertuaru.