Długi zawsze trzeba spłacać, on coś o tym wie, tylko kwestią czasu jest, kiedy Czarny się u niego pojawię. Tym razem zadanie jest proste i całkiem bezkrwawe- ma odnaleźć prawdziwego mordercę Oli. Bestialsko okaleczone i na wpół zwęglone zwłoki dziewczyny odnalezione zostały na dryfującej po jeziorze łodzi. Mieszkańcy Wilków są wstrząśnięci informacją o makabrycznej zbrodni, jaka miała miejsce na ich terenie. Organy ścigania szybko wytypowały sprawcę- niepełnosprawnego intelektualnie Traszkę, który wykazywał skłonności do agresywnych zachowań. Czarny nie wierzy w winną oskarżonego i prosi o pomoc w odnalezieniu prawdziwego sprawcy. Komuś bardzo zależy, żeby prawda nigdy nie ujrzała światła dziennego…
„Coś w całej tej sprawie nie grało. Jeszcze nie wiedziałem, co dokładnie, ale wyczuwałem fałsz. I, cholera, po prostu chciałem się dowiedzieć, co tu się naprawdę wydarzyło. (…)”
Zachwycona Prostą sprawą szybko od razu zabrałam się do lektury Długu honorowego. Chmielarz wysoko postawił poprzeczkę, tworząc ponadczasowy kryminał z dość niekonwencjonalnym głównym bohaterem. Małomiasteczkowy klimat w połączeniu z sąsiedzką zawiścią tworzy interesującą mieszankę fabularną, a długi mają to do siebie, że trzeba je spłacać. Tym razem Chmielarz zwraca uwagę czytelnika na nieco inne kwestie- uczciwość, dążenie do poznania prawdy, mimo przykrych konsekwencji, poczucie obowiązku. Dużo miejsca poświęcone zostało wystawionej na próbę ludzkiej psychice. Klimat jest nieco cięższy, ale sprawa, którą zajmuje się główny bohater, do lekkich z pewnością nie należy, chociaż fabułę można było poprowadzić nieco inaczej. Bezimienny bohater, żeby poznać prawdę o śmierci Oli, musi zbratać się z lokalsami, a to może mu zająć dłuższą chwilę. Interesujący był cały ten proces przenikania do lokalnej społeczności i te wątki z pewnością zasługują na uwagę. Tym Bezimienny jest bardziej milczący, nie dzieli się swoimi przemyśleniami, ale z ostrożnością działa, mając na uwadze dobro najsłabszych. Całe śledztwo ogranicza się do jednej rodziny, teściowej, córki i byłego zięcia i siatki łączących ich zależności.
„Zrozumiałem. To nas z Czarnym łączyło. Obaj wiedzieliśmy, że długi trzeba spłacać, a niezałatwione sprawy zamykać. Nawet te najstraszniejsze. Przypomniałem sobie o tej, która mi najbardziej ciążyła. I pomyślałem, że prędzej czy później będę musiał się nią zająć.
Ale może jeszcze nie teraz. (…)”
Kryminał jako całość może i był dobry, ale mnie nie oczarował, pomysł miał w sobie coś niepokojącego, ale momentami fabuła była męcząca i na swój sposób emocjonalnie przytłaczająca. Miałam wrażenie, że poszczególne wątki były niepotrzebnie wydłużane, jakby to miało podbić efekt końcowy, a u mnie podbiło co najwyżej poziom niepotrzebnego znużenia. Z bohaterów, którzy zapadli mi w pamięć mogę wymienić Joannę i Kotwicę, widać było, że sprawa śmierci Oli nie jest im obojętna, kierowali się logiką i to się ceni. Wątek Holendrów sporo namieszał, miał być pobocznym, a niepotrzebnie stał się kluczowym elementem historii, przez co pojawiło się sporo zawiłości. Nierówne tempo, raz za szybkie, innym razem trochę za wolne wytrącało mnie z równowagi, nie od dziś wiadomo, że nie trawię niepotrzebnych przestojów. Brawa należą się za końcówkę, w której aż sypały się iskry, była dynamiczna i ekscytująca. Plusem jest również historia Czarnego, która wyjaśnia trud tej akcji i stanowi spoiwo tej historii.
Dług honorowy okazał się całkiem niezłą powieścią kryminalną, ale dobrze wiem, że autora stać na więcej. W porównaniu z Prostą sprawą druga część wypada blado, niczym wypadek przy pracy. Książka może spodobać się fanom klasycznych kryminałów, którzy docenią aurę zła i małomiasteczkowy klimat. Nie pozostaje mi nic innego, jak czekać na trzeci tom.