Co jak co, ale Szwedzi jak żadna inna nacja znają się na tworzeniu mrożących krew w żyłach kryminałów. A skoro duńska pisarka otrzymała prestiżową nagrodę Swedish Crime Writers’ Acadmy za najlepszy kryminał przetłumaczony a język szwedzki to coś jest na rzeczy. Wstrząsająca historia rodziny Haarder, stanowiąca główny filar fabuły Żywicy, niczym odurzająca mieszanka skutecznie poraża zakończenia nerwowe, pozostawiając czytelnika w stanie odrętwienia. Aby spotęgować efekt końcowy opowieści, Ane Riel wytoczyła najmocniejsze działa.
Rodzina Haarder stawia przede wszystkim na prywatność, a miejsce zamieszkania na odludnej wysepce zdecydowanie sprzyja temu celu. Życie na uboczu ma swoje plusy, poza tymi oczywistymi, pomaga również dochować mrocznych tajemnic. Mieszkańcy sąsiedniej wyspy nie wtykają nosa w nieswoje sprawy, uznając Haarderów za bandę niegroźnych dla otoczenia dziwaków. Pewnego dnia Jens, będący głową rodziny, zgłasza śmierć swojej 9-letniej córeczki, co wzbudza wśród zdruzgotanych wstrząsającą wiadomością sąsiadów współczucie. Jak podaje ojciec, dziewczynka zmarła w wyniku utonięcia. Nikomu nawet przez myśl by nie przyszło, żeby wątpić w przedstawioną wersję wydarzeń. Niestety w odosobnionym domostwie zaczynają dziać się bardzo złe rzeczy…
Żeby docenić ten scenariusz, należy przebrnąć przez ciężki początek. Przy moim pierwszym podejściu do lektury dawka makabrycznych informacji na wstępie skutecznie mnie odstraszyła. Dalej poszło już jak z płatka, Ane Riel zaserwowała czytelnikom dopracowaną historię rodziny, która boryka się z wieloma problemami systemowymi i nie może liczyć na żadną pomoc. Zamiast radzić sobie z przeciwnościami losu, członkowie familii zamykają się w sobie, tworząc mroczną otoczkę dla wyrafinowanego scenariusza zbrodni. W tej pozycji na pierwszym miejscu stawia się rozbudowaną psychologię postaci, niezabliźnione rany, traumy i wzajemne wyrzuty. Żywicy nie da się ocenić w kategoriach klasycznego kryminału, bo z tym ostatnim niewiele ma wspólnego. Oglądamy wstrząsający spektakl, rozgrywający się w czterech ścianach domostwa znajdującego się na odludziu. Nie da się określić sympatii i antypatii względem głównych bohaterów, którzy są niejako marionetkami w rękach pisarki. W tej opowieści musimy samodzielnie dociec, co w tych ludziach wzbudza pierwotne lęki i co skłania ich do takich, a nie innych zachowań.
Żywica to na wskroś brutalna opowieść, obok której nie da się przejść obojętnie. Zaproponowany scenariusz wzbudza na równi emocjonalny zamęt, zadumę i wzruszenie. Musimy przygotować się na kolejne ciosy ze strony autorki, każdy kolejny zyskuje na mocy i okrutnie obezwładnia. Nie jest to książka dla ludzi wrażliwych, których może przerazić i zniesmaczyć. Trafi do tych, którzy lubią penetrować najmroczniejsze zakamarki ludzkiej psychiki. Przeraża, ale daję nadzieję na rehabilitacje i lepsze jutro. Brutalny świat widziany oczami dziecka jest prawdziwy, a wraz z rozwojem fabuły obraz nie traci na ostrości. Narracja pierwszoosobowa pomieszana z trzecioosobową nieźle się sprawdziła, mogłaby zostać lekko podrasowana, żeby podrasować efekt końcowy. Wątki zawierające szczegółowe opisy rodzinnych koligacji trochę mnie nużyły, a niektóre w mojej ocenie były zupełnie niepotrzebne. Akcji było jak na lekarstwo, pisarce zależało głównie na stworzeniu specyficznego klimatu, z pominięciem stosownej dynamiki. Zakończenie oceniam, jako satysfakcjonujące, ale biorąc pod uwagę wydarzenia poprzedzające finał, zdecydowanie przewidywalne.
Makabryczny scenariusz zyskał stosowną oprawę, Ane Riel spisała się na medal, serwując przemyślaną do granic możliwości opowieść rodzinną. Dawno nie czytałam niczego równie mocnego, jak i niejednoznacznego. Polecam fanom gatunku, odradzam wrażliwszym odbiorcom. Z niecierpliwością czekam na kolejną literacką propozycję duńskiej pisarki.
Za egzemplarz książki dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka