Cały czas żywię nadzieję, że wreszcie uda mi się poznać klasykę Mistrza Literatury Grozy. Jak do tej pory miałam okazję poznać Stephen’a King’a w kryminalnej odsłonie i bardzo spodobał mi się w tym wydaniu. Złakniona mocnych wrażeń okraszonych sporą ilością paranormalnych zdarzeń z zaciekawieniem sięgnęłam po najmłodsze dziecko Króla. Uniesieniu daleko do innych książek Kinga, ale nie da się ukryć, że ta książka ma w sobie coś osobliwego i wręcz niepowtarzalnego. Historia przedstawiona w lekkiej konwencji bawi i intryguje zarazem, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że trudno domyślić się co nastąpi na samym końcu opowieści.
„Przypomniał sobie, jak tańczył po całej kuchni, kiedy Steve Wonder śpiewał „Superstition”. To było to samo. Nie drugi oddech, nawet nie haj, tylko uniesienie. Przeczucie, że przekroczyłeś swoje ograniczenia i możesz sięgnąć jeszcze dalej. (…)”
Książka była długo zachwalana przez wielu blogerów, skuszona pozytywnymi recenzjami postanowiłam w końcu się z nią zapoznać. Niepozorna książeczka porusza bardzo specyficzną tematykę, która ze strony na stronę coraz to bardziej intryguje złaknionego mocnych wrażeń czytelnika. Chudnięcie jest procesem podlegającym ściśle określonym prawom fizyki. Wraz ze spadkiem masy ciała zmieniają się nasze wymiary. Gorzej się dzieje, gdy człowiek chudnie w zastraszającym tempie, a jego sylwetka nie ulega żadnej przemianie. Scott Carey udaje się do zaprzyjaźnionego doktora Boba po poradę. Pacjent nagle zaczął chudnąć i nie wie dlaczego tak się dzieje. Nie stosował żadnej drakońskiej diety oraz nie miał do czynienia z jakimkolwiek czynnikiem szkodliwym, który mógłby taki stan wywołać. Dość osobliwy jest również fakt, że cokolwiek miałby na sobie lub dźwigał nadal waży tyle samo. Doktor Bob ma nie lada zagwozdkę i trudzi się, żeby rozwiązać zagadkę przedziwnej choroby swojego przyjaciela. Akcja powieści umieszczona została w malowniczym miasteczku Castle Rock, które huczy od plotek. Autor świetnie oddał małomiasteczkowy klimat, w tym strach mieszkańców przed wszelakiego rodzaju nowościami i osobliwościami. King postanowił nieco urozmaicić fabułę zapewniając głównemu bohaterowi wyszukane towarzystwo w postaci dwóch ekscentrycznych sąsiadek lesbijek. Scott będzie musiał zmierzyć się z wieloma problemami, a najmniejszym z nich będzie zanieczyszczanie jego trawnika przez odchody psów nowo poznanych kobiet.
„Czas jest niewidzialny. W przeciwieństwie do wagi. (…)”
Z każdym kolejnym dniem w sposób niewytłumaczalny bohater traci kolejne kilogramy. Proces postępuje coraz szybciej przyprawiając Scota o istny zawrót głowy. Bohater nie do końca zdaje sobie sprawę, co się stanie, gdy już nie będzie nic ważył. Zniknie? Rozpłynie się w powietrzu? Z pewnością będzie miał problemy, próbując okiełznać siłę grawitacji. Scott postanawia dla odmiany zacząć żyć pełną piersią i stawia sobie za cel przyjaźń z nowo poznanymi sąsiadkami. Historia sama w sobie jest dość banalna, a momentami wręcz oklepana. Zabrakło mocniejszych brzmień i paranormalnych uniesień. Jednak coś się dzieje, co przyciąga uwagę czytelnika i nie pozwala oderwać się od lektury. King stworzył specyficzną aurę, która towarzyszy nam praktycznie do końca książki. Na przemian jest lekko mrocznie i nieprzyjemnie tajemniczo, z zaciekawieniem czekałam na to, co wydarzy się dalej. No dobrze, nie doczekałam się fajerwerków, ale w gruncie rzeczy lektura mnie usatysfakcjonowała swoją osobliwą treścią. Scott Carey jest bohaterem, który nie do końca daje się w pełni poznać. Zresztą charakterystyka wszystkich wprowadzonych postaci pozostawia wiele do życzenia. King skupił się głównie na osobliwych smaczkach zaniedbując życie emocjonalne swoich bohaterów. Scott jest całkiem sympatyczną postacią, której nie da się polubić, momentami jest wręcz przesłodzony w swojej dobroduszności. Z zaciekawieniem śledziłam jego metamorfozę czekając na wielki finał.
„Przeszłość to historia, przyszłość to tajemnica. (…)”
Uniesienie jest pozycją, która zdecydowanie nie ma nic wspólnego z klasycznym horrorem, tym większe było moje zdziwienie widząc jej gatunkową klasyfikacje. Książka Kinga powinna leżeć na półce z innymi tytułami zaklasyfikowanymi jako fantastyka naukowa, bez dwóch zdań. Niech tytuł was nie zwiedzie, w tej konkretnej pozycji nie natraficie na jakiekolwiek uniesienia. Poziom adrenaliny w trakcie lektury spadał w zastraszającym tempie wraz z każdą kolejną przeczytaną stroną. Nie wiem dlaczego, ale King najlepiej zarysował wątek obyczajowy związany z relacją głównego bohatera z jego sąsiadkami. Książka jest słodka, momentami wręcz przesłodzona niczym najgorszy ulepek, brakuje w niej charakterystycznej dla Króla grozy. Uniesienie ma coś w sobie z poradnika psychologicznego, w którym można znaleźć cenne wskazówki, jak zjednać sobie nowych przyjaciół. Książka to ciekawy, ale nie do końca udany eksperyment, mimo to zasługuję na uwagę. Najnowsza pozycja Kinga może rozczarować wiernych fanów autora, ponieważ nie znajdą w niej tego, co w książkach autora najlepsze. Polecam ją szczególnie wrażliwym czytelnikom złaknionym emocjonalnych przeżyć, bo tych w tym tytule zdecydowanie nie brakowało. W mojej ocenie książka zdecydowanie zyskałaby, gdyby ją pociągnąć dalej, a do tego wzbogacić o kilka mocniejszych, a może nawet mroczniejszych elementów przyprawionych lekko paranormalnym akcentem.
Kolejny plan zapoznania się z klasyką Kinga spełznął na niczym. Nie żałuję lektury Uniesienia, uznając tę książkę za ciekawy eksperyment fabularny. Autor postanowił w wysublimowany sposób zaskoczyć swoich wiernych czytelników i zdecydowanie mu się to udało. W tej książce King z premedytacją postanowił ukazać cienką granice dzielącą życie od śmierci. Dodatkowo autor postanowił dać swoim czytelnikom cenną lekcję tolerancji, za co zdecydowanie należą mu się podziękowania. Kończąc lekturę czułam się usatysfakcjonowana.