Neurolożka. Piękny umysł, który się zgubił – moim zdaniem tytuł totalnie nietrafiony, autorka nie jest neurologiem, a chemiczką związaną zawodowo ze światem neuronauki. Sięgnęłam po książkę przypadkiem, miałam w zeszłym roku do tej lektury kilka podejść. Po przeczytaniu Neurolożki uczucia mam mieszane- niby nie było źle, ale oczekiwałam czegoś z zupełnie innej półki. Autorka opisuje swoją chorobę nowotworową, relacjonuje, jak kolejne przerzuty czerniaka do mózgu niszczą jej osobowość. Zastanawiałam się w jakim stopniu jej relacja jest rzetelna, bo brak odpowiedniej reakcji ze strony jej rodziny był wręcz nieprawdopodobnie zaskakujący.
Atutem jest całkiem zgrabny opis relacji pacjenta z zespołem czołowym. Autorka przybliżyła również tematykę związaną z immunoterapią w leczeniu chorób nowotworowych. Niby wszystko opisane w sympatycznym tonie, a jednak odniosłam wrażenie, że Barbara K. Lipska nie jest do końca szczera w swojej relacji. W różnego rodzaju terapiach onkologicznych bardzo ważne jest odpowiednie podejście, nastawienie na osiągnięcie określonego celu, zadaniowość jest wręcz pożądana. Miałam do czynienia z pacjentami „czołowymi”, ale tak barwnej relacji, wręcz cukierkowej nigdy nie doświadczyłam. W zaburzeniach na skutek lezji płatów czołowych występuje brak krytycyzmu, chwiejność emocjonalna, problemy z kontrolą impulsów- ale przejaskrawiona opowiastka jaką zaserwowała autorka, mnie nie przekonała. Rozumiem, że w Ameryce niektóre rzeczy robi się inaczej, ale są przecież jakieś granice. Rozumiem, że amerykańskiego snu nie ma sensu porównywać ze smutnymi relacjami pacjentów leczonych w Polsce w ramach NFZ. Autorka miała dostęp do lekarzy z pierwszej ligi, zastanawiam się. jakby wyglądał los zwykłego zjadacza chleba. Całość była nazbyt kolorowa, a momentami wręcz nierealistycznie odpychająca.
W zasadzie poza intrygującym opisem występujących u Lipskiej objawów czołowych więcej atutów nie dostrzegam. Zadziwiające było, że autorka „normalnie” wykonywała swoje obowiązki zawodowe ze skrajnymi wręcz dysfunkcjami płatów czołowych, w Polsce coś podobnego byłoby nie do pomyślenia. Redaktor się nie popisał, język momentami był toporny, korekta też pozostawia wiele do życzenia. Książkę warto przeczytać, żeby mieć lepsze pojęcie o leczeniu onkologicznym czerniaka. Nie jestem zachwycona, ale mimo wszystko tragedii nie było.