Dwóch głównych bohaterów poczytnych serii autorstwa Karin Slaughter zamiast stawać w szranki złączyło siły, przy okazji tworząc bardzo zgranych duet śledczych. Sara Linton o serii traumatycznych wydarzeń odnalazła szczęście w ramionach Will’a Trent’a. Nie bójcie się- w Wasze ręce nie trafił romans roku, Karin Slaughter ani na minutę nie przestała być amerykańską królową thriller’a w najmroczniejszym wydaniu. Szykujcie się na serię obezwładniająco mocnych bodźców!
Miał być to kolejny spokojny dzień w życiu Michelle Spivey. Szybkie zakupy z jedenastoletnią córką dla badaczki zakończyły się tragicznie- uprowadzona została z parkingu przed centrum handlowym. Policja nadała sprawie najwyższy priorytet, prowadząc zakrojone na szeroką skale śledztwo. O porwaniu kobiety huczą media, snując coraz to bardziej elektryzujące domysły, jaki miałby być cel porywaczy. Miesiąc później, w słoneczne niedzielne popołudnie nagły wybuch i wycie syren alarmowych w pobliskim kampusie akademickim zakłóca spokojny lunch Sary Linton i Will’a Trenta. Agent specjalny wraz ze swoją dziewczyną, uznaną lekarką medycyny sądowej, postanawiają sprawdzić, co wydarzyło się w sąsiedztwie. Spotkanie z grupą nieznajomych mężczyzn, pierwotnie uznanych za ofiary nieszczęśliwego wypadku, przeradza się w brutalne porwanie- ofiarą tym razem zostaje Sara. Rozpoczyna się wyścig z czasem, a Will zrobi wszystko by uratować swoją dziewczyną. Niecodzienny zamach terrorystyczny najprawdopodobniej powiązany jest z niedawnym porwaniem Michelle Spivey…
Karin Slaughter do perfekcji opanowała sztukę zaskakiwania czytelnika, z książki na książkę podnosi poprzeczkę coraz wyżej. Czy aby tym razem nie przedobrzyła? Obawiałam się trochę tego połączenia- za Sarą nie przepadam, Will’a Trent’a dla odmiany ubóstwiam za ciekawy miks osobowościowy. Ten duet o dziwo sprostał moim oczekiwaniom i dal niezłe show, leciały iskry! Fabuła była mroczna i ekstremalnie rozbudowana, główny wątek okazał się do bólu popaprany, momentami byłam nawet nieco zniesmaczona. Slaughter poświęciła tyle samo uwagi Sarze, jak i Will’owi, chociaż niektóre wątki z doktor Linton były nieco usypiające. W prowadzeniu fabuły dostrzegłam dziką konsekwencje, bez momentów zapalnych, przez o zakończenie książki było do przewidzenia na długo przed finałem. Psychologia postaci najoględniej rzez ujmując była satysfakcjonująca- sporo miejsca poświęcone zostało życiu emocjonalnemu i przeszłości (przyszłości zresztą też…) głównych bohaterów i ich rodzin.
Rozwój akcji przypominał nieco sinusoidę- po wartkich wzlotach, dzięki którym czułam to charakterystyczne czytelnicze flow, przyszedł czas na boleśnie nudne upadki, które wprowadzały mój mózg w stan bolesnego odrętwienia. Sposób komunikacji Sary z ekipą śledczych zasługiwał na Oscara,nigdy nie podejrzewałam, że ta niepozorna lekarka ma większe jaja, niż niejeden facet. Postać Will’a też została nieco rozbudowana, bo trochę więcej mogłam w końcu się dowiedzieć co nieco o emocjonalnej sferze życia agenta. Dialogi w większości dodawały akcji dynamizmu i podkręcały tempo, chociaż niektóre były nazbyt makabryczne i popaprane. Niestety z bólem serca muszę przyznać, że kilka wątków, szczególnie tych związanych z aktywnością terrorystów zostało niedopracowanych i nadmiernie przegadanych. Czasem miałam takie dziwne przeświadczenie, że pisarka wie jak zacząć dany wątek, ale nie do końca ma pomysł na jego zakończenie.
Karin Slaughter nigdy dotąd nie miała problemu z budowaniem napięcia, w tej odsłonie pojawiło się kilka lekkich zgrzytów.Pomimo kilku fabularnych niedociągnięć bawiłam się dobrze. Co ciekawe mam ochotę na więcej i z chęcią poznam dalsze losy tego wybuchowego duetu charakterologicznego.
Za egzemplarz książki dziękuję Wydawnictwu HarperCollins Polska