Sylwia dobrze pamięta obietnicę taty, z niecierpliwością wyczekuje swoich jedenastych urodzin. Ma otrzymać wyjątkowy prezent- specjalnie dla niej stworzoną grę komputerową, której będzie główną bohaterką. Niestety wydarzyła się pewna straszna rzecz, która na zawsze odmienia życie dziewczynki…
Takie książki przekonują mnie, że warto również czytać pozycje dedykowane dla nieco młodszych czytelników. Niech nie zwiedzie Was bajkowa okładka, mimo radosnej szaty graficznej Małgorzata Warda traktuje o poważnych sprawach. Często rozmawiamy o żałobie w kontekście osób dorosłych i zapominamy, że dzieci również mają do niej prawo. Dziecko może nie rozumuje jak dorosły, ale ma takie same prawdo do przeżywania własnych, częstokroć również trudnych emocji. Przez pryzmat głównej bohaterki obserwujemy kolejne etapy przeżywania żałoby. Sylwia to dziewczynka, która ewidentnie cierpi po stracie taty. Ból w przedziwny sposób ją paraliżuję, ale myśl o magicznym miejscu stworzonym przez ojca dodaję jej siły w tym trudnym czasie.
Żeby poradzić sobie z tym obezwładniającym uczuciem, przenosi się do fantastycznego świata. Zaciekawiły mnie te przeskoki i to one nadawały książce stosowną dla sytuacji dziewczynki dynamikę. Mechanizmy chroniące dziecięcą psychikę zostały bardzo zgrabnie oddane. Z jednej strony widzimy dzielną, rezolutną małą osóbkę, próbującą po swojemu ogarnąć otaczającą ją rzeczywistość. Druga strona medalu dotyczy matki Sylwii, która poddała się melodii depresji i ucieka od piętrzących się problemów. Pytanie, czy w chwili rozpaczy rodzic faktycznie może zapomnieć o Bożym świecie. Matka Sylwii chwilami ekstremalnie irytowała mnie swoimi nie do końca przemyślanymi poczynaniami.
Pytanie, czy uciekanie w świat marzeń jest lekarstwem, które nas uleczy. Na pewno takie zabiegi pozwalają złapać dystans. Tutaj idealnie został przedstawiony świat widziany oczami dziecka. Dziewczynka tęskni, dlatego szuka śladów bytności swojego taty w wirtualnym świecie. Kolejne kroki bohaterki na przemian rozczulają i smucą, czasem dają nieźle do myślenia. Dla kontrastu otrzymujmy również klisze z życia zdruzgotanej matki, kobiety, która nie ma jeszcze siły objąć roli głowy rodziny. Po cichu obserwujemy większe i mniejsze bolączki, które potrafiłyby nawet najmocniejszego zawodnika przyprawić o zawrót głowy. Książka bawi, wzrusza i daję cenną lekcję empatii, a do tego pozwala oswoić tematykę śmierci w najbliższej rodzinie. Pełna przygód wirtualna podróż Sylwii stanowi przeciwwagę, dla tego co przygotował dla niej los.
Schemat historii niby prosty, a jednak nieco skomplikował się przez wszelakiej maści emocje, co cieszy. Opowieść została systematycznie i konsekwentnie nadbudowywana o określone wartości. Konsekwencja w połączeniu ze szczyptą fantazji wprawiła mnie w odpowiedni nastrój i spowodowała, że niejako do tego scenariusza się przekonałam. Realizm zaproponowanej wizji mnie osobiście wysoce usatysfakcjonował, bo jakby na to nie patrzeć, taka historia mogłaby mieć miejsce w prawdziwym życiu. Dodatkowo Małgorzata Warda daję czytelnikowi to, co najważniejsze- nadzieję, że każdy mrok da się oswoić. Piękny, prosty język idealnie współgra z poważną treścią. Przecież po każdej burzy wychodzi słońce…
Ze względu na poruszaną w książce trudną emocjonalnie tematykę świadomie nie oceniałam jej w kontekście zalet i wad. Małgorzata Warda przez pryzmat nastoletniej Sylwii podkreśla, że w takiej sytuacji ważny jest czas, który ostatecznie pomoże zaleczyć rany. Sylwia i Planeta Trzech Słońc jest książką kompletną, która podkreśla wagę dziecięcego prawa do przeżywania żałoby. Polecam!
Za egzemplarz książki dziękuję Wydawnictwu Media Rodzina