Dzięki Louise Penny na dłuższą chwilę mogłam przenieść się do malowniczej Kanady. Lokalne zatargi, mniejsze i większe miłostki w połączeniu z małomiasteczkową mentalnością będą idealną przeciwwaga dla trudnej do wyjaśnienia zbrodni. Three Pines to malownicze miasteczko otoczone gęstymi lasami, które tworzą naturalny mur odgradzający je od reszty cywilizacji. Mieszkańcy tworzą hermetyczną społeczność, pomagają sobie i chronią się nawzajem. Okoliczny spokój zaburzony zostaje przez bardzo niepokojącą informacje.
W pobliskim lesie ginie, zastrzelona z łuku miejscowa, emerytowana nauczycielka. Mieszkańcy zaczynają się intensywnie niepokoić, a do tego nikt nie jest w stanie wytypować potencjalnego mordercy. Atmosfera w mieście staje się gęsta, wręcz duszna. Wystawa lokalnych artystów schodzi na plan drugi, ustępując miejsca krwawej zbrodni z mroczną tajemnicą w tle. Wraz z rozwojem fabuły poznajemy lokalne nastroje i oswajamy się z wieloma osobliwościami. Niektórzy obywatele są bardzo ekscentryczni i wiele mają do ukrycia, szczególni w obliczu potencjalnego śledztwa. Martwa natura ma w sobie wiele z klasycznego kryminału, gdzie tło akcji jest równie ważne, jak wyjaśnienie zbrodni. Wśród postaci jest w czym wybierać, jedne można polubić, inne od razu wzbudzają niechęć czy wręcz odrazę. Mroczne sekrety stanowią ciekawe smaczki i wręcz idealne uzupełnienie kryminalnej intrygi.
„Z morderstwami jest taka zabawna historia, że czasami zostają popełnione dekady wcześniej, zanim faktycznie mają miejsce. (…)”
Pierwsze skrzypce w tej powieści gra Nadinspektor Armand Gamache. Jego doświadczenie idzie w parze z genialnymi wynikami, które podnoszą policyjne statystyki. Specjalizuje się w skomplikowanych sprawach, niczym razowy psycholog potrafi rozłożyć ludzką naturę na czynniki pierwsze. Myślał, że już nic go nie zaskoczy, a tutaj taka niespodzianka. Do sprawy morderstwa przydzielona zostaje niedoświadczona, świeżo upieczona agentka- Yvette Nichol. Kobieta zaburza spokój w grupie śledczych, swoim niecodziennym zachowaniem i brakiem wymaganego w zawodzie opanowania. Gamache postanawia poznać bliżej lokalną społeczność i zrozumieć panujące w niej nastroje. Brata się z mieszkańcami tworząc coś na kształt więzi. Nadinspektor działa powoli, z rozwagą, ale za to jakże efektywnie. Stanowi skrzyżowanie Hercules’a Poirot’a z Sherlockiem Holmes’a. Najpierw długo słucha, obserwuje, wyczekuje, a później dedukuje i wyciąga wnioski
To ciekawa historia, którą śledzi się z niekwestionowaną przyjemnością. Louise Penny w sposób interesujący operuje słowem pisanym mieszając elementy stricte sensacyjne z obyczajowym tłem. Początkowe wątki były nieco rozwlekłe i długo musiałam czekać na rozwój akcji. W fabule dominuje spokój, co nie jest dziwne biorąc pod uwagę skrajne opanowanie głównego bohatera. Akcja nie została odpowiednio podgrzana, potencjalnie sensacyjne elementy szybko zostały wygaszone. Czytelnik został zepchnięty do roli biernego obserwatora, co niestety nie do końca mi odpowiadało. Wątki kryminalne były spójne i logiczne, ale zabrakło mi trochę dynamizmu i koniecznego w tym gatunku napięcia. Autorka w dużej mierze skupiła się na analizowaniu psychiki wprowadzanych postaci. Opis lokalnej mentalności i wysublimowanych intryg był dla mnie sporym zaskoczeniem. Kreacja agentki Nichol jest świetnym odzwierciedleniem powiedzenia cicha woda brzegi rwie. Zakończenie historii było mroczne i nieco hipnotyzujące i stanowiło niezłe uzupełnienie całej historii.
Nie zaprzeczę, że liczyłam na dużo więcej. Martwa natura to całkiem niezły kryminał ukazujący całą prawdę o małomiasteczkowej społeczności. Autorka stworzyła wyraziste osobowości, a charakterystyka postaci jest najmocniejszą stroną książki. Zabrakło mi urozmaicenia, a w fabule dominuje marazm. Martwa natura to pozycja idealna dla fanów klasycznych kryminałów z dawnych lat.
Za egzemplarz książki dziękuję Wydawnictwu Poradnia K