Chris Carter- Dziennik śmierci

no title has been provided for this book
Kategorie: ,
Wydawnictwo:
Liczba stron: 376

Do pewnych serii mam ogromny sentyment, zawsze śledzę je z zaciekawieniem, nawet jeżeli kontynuacja nie trzyma już tak wysokiego poziomu pierwszych tomów. Tak z było z cyklem Chrisa Cartera, niestety niedociągnięcia fabularne stały się na tyle rażące, że lektura jedenastego tomu przygód psychologa śledczego Roberta Huntera była dla mnie mordęgą.

Angela Wood na długo zapamięta swoją ostatnią złodziejską zdobycz, chociaż sama wolałaby o niej jak najszybciej zapomnieć. Dziewczyna jak najszybciej musi pozbyć się dziennika śmierci, postanawia go podrzucić pod znany tylko sobie adres. Drobiazgowo opisane sceny zbrodni mają przełożenie na realnie prowadzone sprawy zaginięć, a nowe śledztwo spędza sen z powiek policjantom jednostki SO. Robert Hunter nie spocznie, aż nie dorwie seryjnego mordercy, który ze śmierci swoich ofiar robi coś na kształt makabrycznego show…

Znając wcześniejsze książki Chrisa Cartera, z przykrością stwierdzam, że jego najnowszej propozycji nie mogę zaliczyć do najlepszych. Zawsze próbuje doszukiwać się plusów, ale w tym tomie na próżno było mi ich szukać, jedyną iskierką na mapie naznaczonej masą literackich niedociągnięć jest postać Angeli. Na tym pozytywy się kończą i przejdę do długiej listy niewybaczalnych błędów. Historia jest za prosta, do tego nieprzyjemnie przewidywalna i niewiarygodna, każdy element przeczy idei tej serii, która powinna być ekscytująca. To, co śmiało można było zamknąć w stu stronach, przeciągane było przez blisko czterysta, co rusz wystawiając moją cierpliwość na próbę. Schematyzm tej części przeraził mnie, czułam się wręcz zniesmaczona, a Carter mimo to co rusz serwował kolejne przewidywalne kawałki. W książce był bagatela aż jeden emocjonujący moment, niestety trwał krótko, przez co szybko o nim zapomniałam, powracając do tej nieprzyjemnej dla oka monotonii. Książka jest wręcz irytująco odtwórcza, co krok pojawiały się dobrze znane z innych tytułów motywy, potęgując banalność fabuły. Nie ma nic bardziej denerwującego od niemyślących bohaterów, którzy nie mają pomysłu, jak wykonać swoją pracę.

Tym razem obyło się odgrzewania kotleta i snucia historii bezsenności Huntera, przyprawionej opowieścią o złotym dziecku policji, co mogę uznać za malutki plusik. Pojawiło się za to coś dużo bardziej irytującego, a mianowicie ignorowanie myślącego czytelnika, który wymaga spójnej, dynamicznej fabuły, w której dzieje się coś interesującego. Działania SO przypominają zabawę dzieci w piaskownicy, nie brakło dziwacznych wątków, napisanych jakby bez celu. Rażące błędy, których wstydziłby się nawet debiutant, były nadmiernie uwypuklane, tworząc groteskowy obraz. Miałam przeświadczenie, że ani Hunter, ani Garcia nie mają pojęcia, jak zabrać się do tego śledztwa i zdają się na spontaniczność, co nie wyszło im na dobre. Postać mordercy była równie nieciekawa i przewidywalna, jak cała historia jego podbojów. Carter może i próbował się zrehabilitować, ale jakoś nie potrafił mnie w żaden sposób zaintrygować. Dziwi mnie fakt, że książka zebrała sporo pozytywnych opinii. Zastanawiam się, czy pozostali odbiorcy czytali tę samą książkę, bo mi trudno było znaleźć w niej jakiekolwiek pozytywy. Początek mogę uznać za ekscytujący, rozwinięcie było już monotonne, a zakończenie wręcz nieprawdopodobne. Takie mizerne czary-mary do mnie nie przemawia.

Nie wiem, jak Chris Carter mógł w tak przykry sposób zignorować czytelnika, serwując mu miałki i odstręczający scenariusz. Chciałabym napisać coś pozytywnego o tym tomie, tym razem jest to niewykonalne. Lektura od początku, praktycznie do samego końca była dla mnie męczarnią. Nie polecam.