Mimo moich początkowych dość ambiwalentnych odczuć względem serii z Zofią Wilkońską, dałam się porwać prozie Jacka Galińskiego. Cieszy mnie to, że autor w końcu skrystalizował swoją wizję komedii kryminalnej, która mi osobiście bardzo się podoba. Po mocnych zawirowaniach, jakie miały miejsce pod koniec drugiego tomu, byłam ciekawa, jak pani Zofia wybrnie z dość kuriozalnej sytuacji, w jakiej miała nieszczęście się znaleźć. Czy tym razem Jacek Galiński sprostał moim oczekiwaniom?
Zofia Wilkońska dość niespodziewanie zostaje oskarżona o popełnienie morderstwa i trafia do aresztu śledczego. Rezolutna staruszka zrobi wszystko, żeby udowodnić swoją niewinność, ale na razie musi skupić się na tu i teraz i zaadoptować się do szybko zmieniających się warunków więziennych. Początek pobytu w tym mrocznym miejscu rozpoczyna się dla niej kuriozalną prośbą pewnego adwokata. W zamian za podjęcie się obrony w procesie kobiety mężczyzna oczekuje przekazania krótkiej wiadomości jednej z osadzonych. Zofia nie dostrzega drugiego dna w propozycji tajemniczego mecenasa i ochoczo podchodzi do realizacji swojego nieco szalonego planu wyzwolenia. Kobieta jest stuprocentowo pewna, że w więziennej celi nie zagrzeje na długo miejsca, zależy jej na jak najszybszym opuszczeniu aresztu. Nie po drodze jest jej również z pracownikami służby więziennej, którzy wymierzają jej coraz to bardziej uciążliwe kary za pomniejsze przewinienia. Czy prywatne śledztwo rezolutnej staruszki przyczyni się do jej uniewinnienia?
Na pewno okoliczności, w jakich znalazła się główna bohaterka, należą do wybitnie specyficznych, co potęguje poziom ekscytacji, płynący z lektury. Jedynie można powątpiewać w realizm zaserwowanych zdarzeń, bo częstokroć osoby starsze i schorowane automatycznie są zwalniane z konieczności odbywania kary. Godne uwagi są również stylizacje językowe, o jakie pokusił się autor, książka obfituje we wstawki ze slangu więziennego. Bohatera jest w szczytowej formie, jak zawsze zresztą i spełnia się w tym, co robi najlepiej, czyli pragnie jak najbardziej namieszać. Zmianie ulegają okoliczności, w jakich się znajduje, wcześniej była wolna i wyzwolona, teraz jej swobody zostały drastycznie ograniczone, co nie jest dla niej korzystną sytuacją. Zachowania pani Zofii kolejny raz przyprawiły mnie o niezły zawrót głowy, a momentami wręcz o palpitacje serca, ta kobieta jest dosłownie szalona, oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Akcja goni reakcję i nie zabrakło sensacyjnych wstawek, które zdecydowanie przyśpieszają fabułę, podkręcając już i tak wystarczająco mocne tempo. Jacek Galiński wykazał się sporą kreatywnością w komponowaniu kolejnych scen, jest barwnie i z polotem, czyli tak, jak lubię najbardziej. Zofia nie wychodzi ze swojej roli nawet za murami więzienia, ceni sobie dobrą strawę i czas na wysublimowaną konwersację. Trochę brakowało mi rozwinięcia wątków związanych z nagłym pojawieniem się Henryka pod koniec poprzedniego tomu.
Bohaterki drugoplanowe, w postaci barwnych współlokatorek w celi, nieco podkoloryzowały ten, już i ta wystarczająco wybuchy scenariusz, skutecznie poprawiając mi nastrój, a momentami wprawiając wręcz w osłupienie. Pojawiło się kilka przestoi, w których nie działo się nic znaczącego, ale nie było w nich nic niepokojącego, stanowiły co najwyżej przerywnik od wcześniejszej wysublimowanej sensacji. Nie dane było mi zrozumieć zamysłu autora, akcja zaczęła podążać w trochę dziwnym kierunku, co zaburzyło mi odbiór książki. Kratki się pani odbiły jest zdecydowanie inna, względem poprzednich komedii kryminalnych Galińskiego, jest spokojniejsza i na swój sposób wyważona. Autor nadal eksperymentuje, tworząc kolejne intrygi kryminalne, ale nie dało się, nie zauważyć, że robi to dużo ostrożniej. Galiński podszkolił swoje umiejętności pisarskie, jest bardziej świadomym pisarzem, ale nadal popełnia pomniejsze błędy, które nie są już tak odczuwalne, jak w poprzednich tomach. W ogólnym rozrachunku książka mi się podobała i muszę przyznać, że bawiłam się wyśmienicie śledząc dalsze losy Zofii Wilkońskiej, czuję ogromny sentyment i sympatię do tej niekonwencjonalnej bohaterki. Zakończenie trochę wytrąciło mnie z równowagi, było diametralnie różne, od domknięć poprzednich tomów i nie do końca usatysfakcjonował mnie taki rozwój zdarzeń.
Jacek Galiński stworzył kolejną, bardzo udaną odsłonę przygód Zofii Wilkońskiej, potwierdzając, że w gatunku komedii kryminalnej czuje się, jak ryba w wodzie. Jest zabawnie i z polotem, a o to przede wszystkim chodzi w tego typu książkach. Kratki się pani odbiły to przyjemna lektura, którą z czystym sumieniem polecam miłośnikom barwnych komedii kryminalnych.