Thriller psychologiczny to mój ulubiony gatunek, po który sięgam najczęściej. Nie da się ukryć, że uwielbiam mroczne klimaty przyprawione nutką psychodelii. Pacjentka to kolejna propozycja wydawnicza okrzyknięta genialnym, a nawet więcej- przełomowym thrillerem, wprowadzającym nową jakość do gatunku. Nie wiem ile płacą znanym pisarzom za rekomendacje danej książki, ale ja już w tego typu hasła nie wierzę. Kłamstwo ma krótkie nogi, a propozycja Alex’a Michaelides’a stanowi potwierdzenie, że czasem zmyślnie skonstruowany blurb potrafi być lepszy od dzieła, które opisuje i tak właśnie było w tym przypadku…
Alicia Berenson z zimną krwią zamordowała swojego męża za co została skazana na długoterminowy pobyt w ośrodku psychiatrycznym o zaostrzonym rygorze. Kobieta zamiast się bronić i przedstawić własną wersję wydarzeń nagle zamilkła. Młody terapeuta-Theo Faber- jest zafascynowany morderczynią i zrobi wszystko, żeby rozpocząć z nią współpracę w The Grove. Jego chora fascynacja graniczy z szaleństwem i nikt nie może zrozumieć dlaczego tak usilnie stara się pomóc Alicii. Czytelnik krok po kroku wprowadzany zostaje w życie oddziału psychiatrycznego, poznaje personel i panujące tam zwyczaje. Historia prześlicznej malarki na długo zelektryzowała opinię publiczną, a media tygodniami żyły sprawą makabrycznego morderstwa. Nikt z lekarzy i prokuratorów uczestniczących w procesie nie mógł dociec co było motywem zbrodni. Z relacji otoczenia wynika, że Alicia kochała swojego męża, a do tego spełniała się zawodowo tworząc kolejne niecodzienne obrazy. Tego konkretnego przypadku nie można potraktować zero- jedynkowo i Theo dokładnie wie dlaczego, dlatego wykorzystuje najdelikatniejsze metody psychoterapeutyczne. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że coś jest na rzeczy, ale nikt nie wie co. W zasadzie na chwilę obecną nikt nie zamierza wysilać szarych komórek i tak poprowadzić terapię kobiety, żeby ta w końcu zaczęła mówić. Alicia skrywa mroczny sekret, a jego wyjawienie byłoby kilku osobom nie na rękę…
Czy to dobry thriller? Odpowiem przewrotnie- to zależy! W głównej mierze od posiadanej wiedzy i czytelniczych oczekiwań. Dla laika będzie to porywająca, a może nawet elektryzująca lektura, która potrafi nieźle namącić w głowie. Alex Michaelides pracował jako opiekun w szpitalu psychiatrycznym i właśnie ten element mnie zaintrygował do tego stopnia, że z książką postanowiłam się osobiście zapoznać. Sama jestem z wykształcenia psychologiem i miałam okazję w przeszłości odbywać praktyki w kilku w ośrodkach zamkniętych. Byłam ciekawa, jaka będzie wizja autora i niestety bardzo się zawiodłam, ponieważ pisarz dość ostro popłynął wcielając swój makabryczny scenariusz w życie. Jak na osobę, która współpracowała z osobami chorymi psychicznie Michaelides się nie popisał, bo ośrodek (o zaostrzonym rygorze, co warto podkreślić) dla ludzi borykających się z problemami z psychiką przedstawił dosłownie w krzywym zwierciadle, co zwrotnie negatywnie wpłynęło na odbiór książki. Pacjentka jest przeplatana wydarzeniami teraźniejszymi i dość osobliwymi retrospekcjami malarki zapisanymi w postaci pamiętnika. Sam pomysł byłby intrygujący, gdyby tylko zadbać o odpowiednią jakość wykonania i bardziej poważną scenerię. Początkowo było mi się trudno wgryźć w tę historię, ona dosłownie mnie męczyła, drążąc bolesną dziurę w moim mózgu. Przełom nastąpił po mniej więcej 100 stronach, gdzie akcja diametralnie przyspieszyłam, gnając w nieznanym mi kierunku. Sama fabuła jest względnie przyjemna w odbiorze, a lekki styl autora zdecydowanie umila momentami bardzo toporną lekturę. Michaelides niepotrzebnie przywiązywał aż tyle uwagi do nieistotnych dla całej historii niuansów, które zdecydowanie zaburzyły odbiór książki.Cała ta makabryczna opowieść daje do myślenia, a czytelnik, nie wiadomo dlaczego, od początku zostaje utwierdzony w przekonaniu, że główna bohaterka zasadnie znalazła się w takim, a nie innym miejscu. Ja pytam- a gdzie się podziało domniemanie niewinności? Może gdyby autor szerzej opisał sam proces karny, to lektura zyskałaby na wiarygodności.
Zastrzeżeń mam wiele, po pierwsze autor w sposób nierealistyczny opisał funkcjonowanie szpitala psychiatrycznego o zaostrzonym rygorze. A co tam- niech mordercy wychodzą na świeże powietrze na papieroska, żeby uciąć sobie przyjemną pogawędkę z innymi pacjentami. A gdzie kontrola wnoszonych przedmiotów? Główna bohaterka bez problemu dostała ostre pędzle, gdzie nawet w zwykłym szpitalu psychiatrycznym byłoby to nie do pomyślenia. I to umiłowanie Freuda-nie wiem dlaczego autor tak namiętnie odwoływał się do psychoanalizy, metoda terapii jest dostosowywana do konkretnego przypadku, a elementy psychodynamiczne nie są lekiem na całe zło. W sumie nie ma co się dziwić, autor może i pracował w szpitalu psychiatrycznym, ale nie posiada stosownego wykształcenia. Mógł oczywiście zrobić reaserch, ale widocznie mu się nie chciało, jak wielu innym pisarzom. Pacjentka jest pozycją, której potencjał nie został w pełni wykorzystany. Gdyby pomysł oddzielić od wykonania, to wyszedł by całkiem elektryzujący thriller. Wszyscy jednak dobrze wiemy, że książkę należy traktować jako całość, a sam autor jak widać jeszcze nie osiągnął wymaganej dla swojego zawodu dojrzałości literackiej. Było przyjemnie, ale zdaję sobie sprawę, że ta historia mogła zostać napisana o wiele lepiej. Zakończenie teoretycznie wiele wyjaśniło, ale według mnie zdecydowanie nie było przysłowiową wisienką na torcie, a do tego niepotrzebnie wprowadziło chaos do i tak już bardzo zagmatwanej fabuły.
Pacjentka jest ciekawą alternatywą, ale zdecydowanie należy do lektur niedopracowanych, wymagających jeszcze kilku konkretnych korekt. Gdybym nie miała wykształcenia psychologicznego z pewnością przełknęłabym te irytujące niedociągnięcia. Sam pomysł oceniam, jako satysfakcjonujący, chociaż dla autora byłoby lepiej gdyby usystematyzował wydarzenia i popracował nad narracją. Książka co najwyżej zadowoli fana gatunku, ale ostrzegam- nie spodziewajcie się fajerwerków.