
Wirtualna rzeczywistość stanowi kuszącą alternatywę dla tych z nas, których nie do końca satysfakcjonuje realny świat. Problem pojawił się w momencie, gdy coraz to młodsze pokolenia zaczęły porzucać życie tu i teraz, żeby przepaść w czeluściach Internetu. Marcel Moss słynący z mierzenia się z ważnymi, choć częstokroć kontrowersyjnymi tematami, wykazał się sporą kreatywnością, tworząc wizję, w której wirtualna rzeczywistość miażdży jednostkę, odbierając jej zdrowy rozsądek.
W prestiżowym warszawskim liceum im. Zygmunta Freuda dochodzi do krwawej masakry. Grupa zamaskowanych sprawców podkłada w szkole ładunki wybuchowe, w tym zamachu nie ma miejsca dla ocalonych, przerażeni uczniowie giną pod dodatkowym ostrzałem terrorystów. Jeden z terrorystów niespodziewanie popełnia samobójstwo na oczach swojej najlepszej przyjaciółki, Kai Almond. Media zachodzą w głowę, dlaczego Błażej Dragiel dopuścił się tak okrutnego czynu, chłopakowi nie w życiu nie brakowało niczego, był synem wpływowego biznesmena, dobrze się uczył, w szkole nie sprawiał problemów. W Internecie zaczyna się nagonka na Kaję, która zostaje posądzona o współudział w zamachu. Pytanie, kto naprawdę jest sprawcą zamachu we Freudzie?
Marcel Moss przeszedł samego siebie, ta apokaliptyczna wizja szkolnego terroryzmu połączona z nagonką na wszelkie możliwe mniejszości w Polsce, wzbudza zarówno ciekawość, jak i kontrowersje. Sam pomysł jest równie interesujący, jak i newralgiczny, przez co nie każdemu może się spodobać, wrażliwi odbiorcy mogą poczuć się wręcz zniesmaczeni. Nie da się zaprzeczyć, że ta historia wzbudza skrajne emocje, wrażliwszych czytelników może wręcz zniesmaczyć. Fabuła skupia się na Błażeju i Kai, ten pierwszy z niewiadomych przyczyn dopuścił się zamachu, ta druga została w niego przypadkowo wmieszana. Moss świadomie podrzuca mylne tropy, roztacza wizję tłamszonego nastolatka, którego podła sytuacja w domu i szkole przerosła, żeby w końcu przejść do meritum, a prawda na przemian elektryzuje i przeraża. Wzbogacenie teraźniejszych wydarzeń o retrospekcje z życia głównych bohaterów, dodaje tej historii niepowtarzalnego charakteru i pozwala lepiej zgłębić psychikę wprowadzonych postaci, co można uznać za atut tej pozycji.
Krystian- naczelny czarny charakter, brat głównego bohatera, radykał i homofob nie końca wywiązał się ze swojej roli, jego skrajne zachowania jak dla mnie były podszyte nazbyt irytującą infantylnością. Kai nie udało mi się jednoznacznie ocenić, miała wzloty i upadki, ale miała w sobie ten przysłowiowy błysk w oku. Transformacja Błażeja według mnie pozostawia wiele do życzenia, groteska połączona z dziwną seksualną otoczką była dla mnie ciężkostrawna. Autor chciał uwrażliwić czytelników na ważny społecznie temat wykluczenia mniejszości seksualnych, pokazany zarówno ze strony okrutnych oprawców, jak i niewinnych ofiar. Wszyscy muszą zginąć to bardzo mocna, przemawiająca do ludzkiej wyobraźni wizja, w której nie ma miejsca na półśrodki, czy wahania. Dynamika akcji momentami pozostawiała sporo do życzenia, niepokojące przestoje wprowadzały mój umysł w stan nieprzyjemnego odrętwienia, na całe szczęście było ich niewiele. Marcel Moss chciał wzbudzić emocje i to na pewno mu się udało, sama nadal wychodzę z osłupienia. Finał może i był widowiskowy, ale mnie osobiście nie do końca przekonał, spodziewałam się mocniejszego emocjonalnego tąpnięcia
Wszyscy muszą zginąć można uznać za udany, potrafiący wręcz zaszokować thriller. Znając poprzednie książki autora, liczyłam na coś więcej, ale ostatecznie przedstawiony scenariusz był równie elektryzujący, jak i satysfakcjonujący. Książkę polecam fanom gatunku, jak i tym z Was, którzy nie boją się mierzyć z trudnymi tematami.
Za egzemplarz książki dziękuję Wydawnictwu FILIA
