„Nazywam się Amber Reynolds. Są trzy rzeczy, które powinniście o mnie wiedzieć:
1. Jestem w śpiączce.
2. Mój mąż już mnie nie kocha.
3. Czasami kłamię. (…)”
Po tak intrygującym wstępie miałam ochotę bliżej poznać tajemniczą Amber. Zresztą, kto przy zdrowych zmysłach przyznaje się do kłamstwa? Kłamiemy wszyscy, ale mimo to skrzętnie ukrywamy swoje grzeszki. Na początku znajomości staramy się zaprezentować z jak najlepszej strony, a co za ty idzie nie przyznajemy się do krępujących przywar. Alice Feeney zawiera nas w podróż po świecie pewnej pokręconej nastolatki, która uwielbia zło i ludzką krzywdę. Jedno jest pewnie- bohaterka ma brzydką tendencję do przeinaczania faktów na własną modłę. A co będzie dalej, tego nikt nie jest w wstanie przewidzieć…
W dzień Bożego Narodzenia na oddział ratunkowy jednego z londyńskich szpitali trafia znana dziennikarka radiowa- Amber Reynolds. Obrażenia na ciele ofiary sugerują, że uczestniczyła w wypadku samochodowym. Pozostałe siniaki i otarcia na całym ciele mają inną przyczynę, której lekarze nie zamierzają dociekać. Amber niespodziewanie zapada w śpiączkę,zabierając ze sobą długo skrywaną tajemnice. Kobieta najprawdopodobniej cierpi na zespół zamknięcia, uwięziona w nieruchomym ciele jest w pełni świadoma tego, co wokoło niej się dzieje. W międzyczasie próbuje sobie przypomnieć wydarzenia sprzed wypadku, ale przychodzi do jej z niewyobrażalnym trudem. Dręczące koszmary nie pozwalają bohaterce zebrać myśli i ułożyć zebrane puzzle w jedną całość, kobieta czuje dziwny niepokój i jest rozbita. Należy jednak pamiętać, że Amber czasami kłamię i ten fakt będzie kluczowy dla całej sprawy. W książce teraźniejsze wydarzenia przeplatane są zapisem z pamiętnika pewnej małej, a do tego jakże niepozornej dziewczynki, która w akcie zemsty za poniesione krzywdy postanawia w najmniej spodziewanym momencie dokonać aktu zemsty na swoim najbliższym otoczeniu. Pytanie czy uda się jej wdrożyć w życie mrożący krew w żyłach plan?
„Wszyscy jesteśmy zrobieni z ciała i z gwiazd, ale w końcu obracamy się w proch. Trzeba błyszczeć, póki się da. (…)”
Alice Feeney to kolejna autorka która skonstruowała fabułę na zasadzie mieszania teraźniejszych wydarzeń z retrospekcjami. Zauważyłam, że wielu twórców, szczególnie tych niedoświadczonych, namiętnie wykorzystuje ten trend, co sprawia, że stał się on nudny i schematyczny. Mnie osobiście ten zabieg bardzo irytuje, szczególnie w thrillerach psychologicznych. Feeney poszła o krok dalej- nie przedstawiła przeszłości jako takiej, tylko zamieściła dość osobliwy dzienniczek, którego lektura przyprawia czytelnika o szybsze bicie serca. Cała ta historia do najprostszych nie należy, a do tego z każdą kolejną stroną staje się coraz to bardziej zagmatwana. Do takiego stanu rzeczy przyczyniły się między innymi wspomniane zapiski tajemniczej dziewczynki, w których początkowo trudno było mi się połapać. Nie sposób oddzielić prawdy od fikcji literackiej i przeinaczań głównej bohaterki, biorąc pod uwagę skrzętnie zaplanowane działania samej autorki. Cała opowieść ma w sobie to coś, a niegrzeczne kłamstewka mają to do siebie, że potrafią skutecznie i na długo przyciągać uwagę. Sam proces odzyskiwania pamięci przez główną bohaterkę również jest interesujący, ze względu na fakt, że psychika płata jej figle, systematycznie doprowadzając do szaleństwa.
„Strach przed nieznanym jest zawsze większy niż strach przed tym, do czego się już przyzwyczailiśmy. (…)”
W tej pozycji należy szczególnie docenić stworzony przez autorkę klimat. Panujący w książce mroczny nastrój przeplatany jest serią elektryzujących wstrząsów, które przyprawiają czytelnika o szybsze bicie serca. Początkowo nie otrzymujemy żadnych pewników, co najwyżej możemy snuć domysły, co wydarzyło się w przeszłości. Alice Feeney trzyma czytelnika w niepewności praktycznie do ostatnich stron, nie pozostawiając żadnych złudzeń na odkrycie tajemnicy. Poznając jedną partię kłamstw musimy skutecznie je odsiać od domniemanej prawdy, realizm przedstawionych wydarzeń skutecznie utrudnia nam to zadanie. Autorka angażuje czytelnika na każdym kroku podrzucając mu jakąś łamigłówkę. Czasami kłamię świetnie stymuluje intelektualnie, skłaniając jednocześnie do wyciągnięcia kilku wniosków dla siebie. Autorka systematycznie przekonuje czytelnika, że myślenie nie boli, a rozwiązanie skomplikowanej zagadki może doprowadzić nas do jakże przyjemnego, umysłowego orgazmu. Pisząc o tej książce nie można nie pochwalić równomiernego tempa, akcja jest wartka i nie ma co liczyć na nieprzyjemne przestoje. Mi osobiście momentami trudno było wyabstrahować, kto jest ofiarą, a kto oprawcą. Końcówka- cud, miód i malina- czyli zaskakujące i z dreszczykiem, tak według mnie powinien kończyć się każdy thriller. W trakcie lektury koniecznie trzeba mieć się na baczności, ponieważ nasza czujność wielokrotnie zostanie wystawiona na próbę. Jako całość fabuła przypomina cyklon mniejszych i większych kłamstewek, który nieuchronnie nas wciągnie.
„Z mojego doświadczenia wynika, że życie jest bardziej przerażające od śmierci, zresztą nie ma sensu obawiać się czegoś, czego i tak nie unikniemy. (…)”
Czasami kłamię należy do pozycji, które można interpretować na mnóstwo różnych sposobów i za każdym razem dojdzie się do nowych wniosków. Ze strony na stronę odkrywamy nowe oblicze podszytej mrokiem historii. Pewne tajemnice nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego i ta pozycja jest potwierdzeniem tego powiedzenia. Książkę polecam szczególnie fanom gatunku, może się również spodobać czytelnikom złaknionym psychologicznych łamigłówek. Debiut Alice Feeney uznaje za udany, z chęcią zapoznam się z kolejnymi propozycjami autorki.