Tytuł: Byłam po drugiej stronie lustra. Wygrana walka ze schizofrenią
Autor: Arnhild Lauveng
Liczba stron:240
Wydawnictwo: Smak Słowa
Moja ocena: 7/10
Z wykształcenia jestem psychologiem, na studiach jednym z moich ulubionych przedmiotów była psychopatologia zaburzeń psychicznych. Dlatego nie mogłam odpuścić sobie przeczytania tej książki. Schizofrenia należy do jednego z najgłębszych zaburzeń psychicznym. Choroba obejmuje między innymi procesy myślowe, percepcje oraz nastrój. Schizofrenia zaburza koncentracje, powoduje trudności w abstrakcyjnym, jak i logicznym myśleniu. Do oznak zaburzeń postrzegania należą m.in. widzenie i słyszenie obiektów, które fizycznie nie istnieją. Seligman utrzymuje w swojej Psychopatologii, że niektórzy pacjenci cierpiący na to zaburzenie rzadko przejawiają jakiekolwiek stany emocjonalne. Autor podkreśla, że w trakcie ciężkich epizodów chorym bardzo trudno jest zrozumieć otaczającą ich rzeczywistość.
„Nie jest łatwo rozpoznać dobroć, jeśli świat przez długi czas był wyłącznie źródłem bólu. I nie jest łatwo wierzyć w siebie, gdy nikt inny nigdy w stosunku do nas tego nie robił. (…)”
Do tej pory Schizofrenia znana mi była z podręczników do psychopatologii. Rozpoczynając studia przeczytałam Schizofrenię Antoniego Kępińskiego. Według mnie ta książka, to jedno z najrzetelniejszych źródeł wiedzy na temat tej choroby, jakie można znaleźć na polskim rynku. Byłam po drugiej stronie lustra stanowi relację pacjenta cierpiącego na schizofrenię paranoidalną. Mało jest tego typu książek zarówno na polskim, jak i na światowym rynku wydawniczym, więc tym bardziej chciałam się z tą książką zapoznać.
Arnhild Lauveng to norweska psycholożka absolwentka Uniwersytetu w Oslo. Obecnie jest wykładowcą akademickim oraz pracuje jako psycholog w szpitalu uniwersyteckim Akershus w Oslo. Bo drugiej stronie lustra traktuje o nadziei. Arnhild Lauveng wierzyła w to, że kiedyś wyzdrowieje. Autorka miała również cel- chciała zdobyć wyższe wykształcenie i zostać psychologiem. Dla jej otoczenia były to mrzonki chorej psychicznie dziewczyny, która gubi się w otaczającej ją rzeczywistości. Autorka swój cel tratowała, jak światełko na końcu ciemnego tunelu, jakim była schizofrenia.
Arnhild Lauveng w sposób dość szczegółowy opisuje swoje zmagania z chorobą. Przedstawia swoje urojenia, walkę z niebezpiecznymi wilkami. Autorka przez dziesięć lat przebywała na oddziałach psychiatrycznych. Tajemniczy głos z zmuszał ją do okaleczania się odłamkami do szkła. Doszło do tego, że nie otrzymywała już normalnych naczyń i musiała korzystać z ich tekturowych odpowiedników. Nie potrafiła zapanować nad głosem w swojej głowie.
„Rzeczy stłuczone można naprawić – w ten lub inny sposób, a to co jest inne też może być wartościowe. (…)”
Autorka krytycznym okiem patrzy na psychiatryczną służbę zdrowia. Ocenia podejście do pacjenta lekarzy, jak i pielęgniarek. Opisuje swoje życie w szpitalu oraz indywidualny kontakt z terapeutami. Sama nie dowierzałam, że pielęgniarze wyprowadzali ją na spacer na smyczy, niczym psa. Takie działania w moim odczuciu były strasznie dehumanizujące i godzące w godność człowieka. Nie mogłam również uwierzyć, gdy autorka opisywała, jak przez długie tygodnie nie wychodziła w ogóle na zewnątrz. Arnhild Lauveng ocenia również leczenie farmakologicznie. Sama przyznaje, że źle się czuła po lekach. Dodatkowo krytykuje psychiatrów, którzy przepisują każdemu leki jako tzw. mniejsze zło, nie informując swoich pacjentów o alternatywnych metodach oraz nieprzyjemnych skutkach ubocznych przyjmowania tych substancji.
To książka napisana przez osobę cierpiącą na schizofrenie, w moim odczuciu stanowi wiarygodne źródło wiedzy. Autorka sporo przeszła, miała wiele negatywnych doświadczeń, a mimo to obronną ręką wyszła z choroby. Warto w tym miejscu wspomnieć, że Arnhild Lauveng w 2004 roku otrzymała nagrodę za promowanie otwartości i swobody w wyrażaniu siebie w ramach psychiatrycznej opieki medycznej. Swoją książką autorka pozwala zaznajomić się zdrowym ludziom z zagadnieniem schizofrenii. Śmiało mogę pokusić się o stwierdzenie, że autorka przeżyła piekło na ziemi. Dodatkowo opisuje swoje trudności w kontaktach interpersonalnych z rodziną i przyjaciółmi.
„Cena nie ma znaczenia, nie chcę umrzeć, zanim nie użyję wszystkich kolorów moich farb, nie chcę żyć w pastelach . (…)”
Arnhild Lauveng piszę o wygranej walce z chorobą, a mimo to w książce jej nie opisuje. Przez ten fakt książka może trochę stracić na wiarygodności. To jest relacja, a nie drogowskaz jak wyjść z choroby. Nie ma sugestii i zaskakujących rozwiązań. Może to było dla niej nazbyt bolesne lub intymne, nie mnie oceniać. Autorka podkreśla, że stoczyła wiele batalii na swojej drodze do zdrowia. Kosztowało ją to sporo wysiłku i wielu wyrzeczeń. Ważne jest, że autorka pokazuje, że z tej choroby można wyjść, tym samym dając nadzieje innym pacjentom.
Byłam po drugiej stronie lustra to książka trudna. Opis zmagań autorki wzbudził we mnie sporo emocji. Muszę przyznać, że jest to wartościowe źródło wiedzy, które od kuchni pokazuje świat pacjenta. Arnhild przedstawia swoje życie bez photoshopa. To wartościowe źródło wiedzy dla praktyków, pacjentów oraz ich rodzin. Z czystym sumieniem polecam!