
W Internecie nikt nie jest anonimowy. Użytkownicy portali społecznościowych brutalnie odzierają się z prywatności publikując na swoich tablicach coraz to bardziej osobiste treści. W wirtualnym świecie liczy się popularność, polubienia i liczba znajomych. Gdzieś w Sieci czai się przebiegły morderca. Wykorzystuje ludzką naiwność. Wabi swoje ofiary i zabija. Pytanie tylko po co?
„Normalny człowiek – i to się odnosi do policyjnych profilerów, nigdy nie zdoła myśleć dokładnie tak, jak seryjny morderca, bo gdyby potrafił, sam by nim został. Może jednak wykorzystać jego zakrwawione buty, żeby przez jakiś czas w nich chodzić (…)”.
Fabuła Cięcia jest niczym makabryczny koktajl. Veit Etzold połączył kilka popularnych motywów znanych z innych książek. Po lekturze blurba nastawiałam się na thriller na miarę Błękitnej pustki. Cięcie niestety nie miało za wiele wspólnego z kultową książką Deaver’a. Akcja debiutanckiej powieści Etzolda rozgrywa się w świecie wirtualnym, ale cyberprzestępczość nie jest wątkiem przewodnim. Internet pokazany jest przez pryzmat medium za pośrednictwem którego morderca wyszukuje kolejne ofiary.
Autor stopniowo wprowadza czytelnika w świat mordercy pokazując bardzo dosadnie prawdziwe oblicze zła. Pierwsza część książki skupia się wokół zakrojonego na szeroką skalę śledztwa w sprawie brutalnego morderstwa. Czytelnik systematycznie poznaje policyjne metody tworzenia profilu psychologicznego sprawcy. Przestępca (nie)przypadkowo nawiązuje kontakt z psychopatolożką Clarą Vidalis. Ścisła współpraca funkcjonariuszy w trakcie prowadzenia śledztwa była zadziwiająca. Nieodzowną częścią książki były krótkie i jakże ciekawe wykłady z entomologii i medycyny sądowej.
Autor w sposób bardzo dosadny (i jakże potrzebny) ukazał realia współczesnego społeczeństwa informacyjnego. Ludzie funkcjonują w oderwaniu od rzeczywistości, systematycznie zatracając naturalne instynkty potrzebne do przetrwania. Sugerujemy się śmieciowymi informacjami publikowanymi w Internecie zamiast skupić się na realnym życiu.
Precyzja autora w konstruowaniu fabuły momentami przeradzała się w nieprzyjemny w odbiorze pedantyzm. Niektóre sceny były nadmiernie rozdmuchane (w miejscu kropki stawiany był kolejny przecinek). Nie da się zaprzeczyć, że książka jest przyjemna w odbiorze. Postacie pierwszo-, jak i drugoplanowe były względnie ciekawe i aż nazbyt sympatyczne (a raczej przesłodzone).
Veit Etzold w swojej debiutanckiej książce postawił na wielowątkowość i to był jego błąd. Nie od dziś wiadomo, że przedstawianie czytelnikowi równolegle kilku różnych historii wymaga od pisarza nie lada konsekwencji i kreatywności. W Cięciu autor lekko się pogubił, a do fabuły wkradł się niepotrzebny chaos. Przyznaje, że nie wiedziałam na którym wątku mam się skupić. Czy na filmach typu snuff, czy na infantylnym internetowym reality show, a może na traumatycznych przejściach pewnego nastolatka?
„Ludzie są jak papierosy, przyszło jej do głowy. Emocje potrafią ich rozpalić, a nadzieje i obietnice podtrzymują żar. A potem są wypaleni. Zdeptani i porzuceni. Świat to nic innego jak gigantyczna przepełniona popielniczka. (…)”
Było dla mnie niepojęte, dlaczego autor na długo przed końcem książki zdradził tożsamość mordercy. Współczesne wydarzenia niepotrzebnie przeplatane były bardzo sugestywnymi retrospekcjami z życia mordercy. Autor świetnie zobrazował destrukcyjną moc zła. W książce sprawdza się znane powiedzenie, że ofiara w pewnym momencie staje się katem. Cięcie to bardzo brutalny thriller. Czytając uważnie można nawet doszukać się kilku morałów…
Cieszę się, że Veit Etzold nie powielał znanych schematów. Popularne motywy zostały przedstawione w zupełnie nowej odsłonie. Cięcie to całkiem niezły debiut.