Pewne obszary ludzkiej psychiki nadal pozostają dla nas zagadką. Próbując wytłumaczyć nieznane mechanizmy natrafiamy na przeszkodę. Stach jest naturalnym mechanizmem obronnym, który pojawia się w sytuacji zagrożenia. Gorzej gdy zyskuje na sile i nie ma racjonalnego wytłumaczenia, wtedy przeradza się w lęk, a to już pierwszy krok do początku paranoi. Karierę literacką Magdy Stachuli śledzę z zaciekawieniem, szczególnie, że autorka romansuje z moim ulubionym gatunkiem. Po błyskotliwej Idealnej, intrygującej Trzeciej przyszła pora na coś nowego. W pułapce to diametralnie inna propozycja, względem poprzednich książek autorki, Magda Stachula tym razem skupia się na jednym konkretnym wycinku ludzkiej psychiki, pobudzając czytelnika do wzmożonego wysiłku intelektualnego.
„To straszne, że jedni ludzie tak łatwo potrafią ukryć swoją prawdziwą naturę za fasadą przybranej twarzy, a inni ślepo w to wierzą. (…)”
Zdezorientowana Klara ocknęła się leżąc na klatce schodowej w swojej kamienicy. Dziewczyna czuję się zdezorientowana, ponieważ nie pamięta wydarzeń z ostatnich dwóch dni. Przestraszona przypomina sobie pewien epizod z pamiętnego wieczoru Po imprezie wsiadła do tajemniczej taksówki, a później film jej się urwał. Próbując wyjaśnić zagadkę Klara przeszukuje Internet, może ktoś jeszcze miał podobny problem. Okazuje się, że inną dziewczynę spotkał podobny los, została uprowadzona, a po kilku dniach porzucona na odludziu. Dziewczyna decyduje się rozpocząć zakrojone na szeroką skalę prywatne śledztwo. Sprawa komplikuje się, gdy wokół Klary zaczynają dziać się dziwne rzeczy, a ona nie potrafi zinterpretować kolejnych znaków. Postanawia uzupełnić pamięć i odzyskać utracone wspominania. Historia głównej bohaterki łączy się ściśle z postacią mieszkającej na stałe w Berlinie Lisy.
Magda Stachula stawia na własne bardzo świeże pomysły, konstruując fabułę wykorzystuje perfekcyjną znajomość procesów psychicznych rządzących ludzkim życiem. W przypadku najnowszej książki autorki całą sprawa zamknięta została w czterech ścianach. Sfrustrowana Lisa egzystuje na granicy szaleństwa, wiedząc, że pod jej nieobecność ktoś penetruje jej mieszkanie. Główne bohaterki, więcej dzieli, niż łączy. Jedna mieszka w Polsce, druga w Niemczech. Pierwsza zaistniałą sytuacje traktuje jako ciekawą zagwozdkę, druga przeżyła załamanie psychiczne po epizodzie uprowadzenia. Dwie poprzednie książki umocniły pozycję Magdy Stachuli na polskim rynku wydawniczym. Wcześniej tworzyła perfekcyjne thrillery, za wszelką cenę unikając nawet najmniejszych błędów, te ostatnie niestety pojawiły się w jej najnowszej książce. Tytuł związany jest z pułapkami ludzkiego umysłu, można go również interpretować dosłownie biorąc pod uwagę sytuacje głównych bohaterek. Stachula tym razem eksperymentowała, a książka stanowi przeplatankę trzech alternatywnych historii.
„Chciałabym powiedzieć, że go nie kocham, ale to byłoby zbyt łagodne. Nie kocha się kogoś po prostu, bo zabrakło uczucia, ale nienawidzi się już za coś. (…)”
Poznajemy kilka z pozoru niespójnych wersji wydarzeń. Klara jest zaniepokojona zaistniałą sytuacją, ale nie traci zdrowego rozsądku, w przeciwieństwie do roztrzęsionej Lisy, która leczy swoje lęki psychoterapią i garściami środków psychotropowych. Obu bohaterkom towarzyszy niepewność i niewytłumaczalny lęk. Stachula balansuje wdrażając w życie kolejne nieco ryzykowne, a momentami wręcz naciągane scenariusze. Jako całość książka jest bardzo przegadana, a śledzenie alternatywnych wersji tych samych wydarzeń było dla mnie bardzo męczące i wprowadzało mój mózg w stan hibernacji. Tej pozycji zabrakło dynamizmu i jakże potrzebnej akcji, przez większość fabuły nie dzieje się praktycznie nic znaczącego, na czym czytelnik mógłby na dłużej zawiesić oko. Książka została skonstruowana na zasadzie układanki, która systematycznie jest uzupełniana o kolejne elementy. Mile zaskoczyła mnie mroczna atmosfera towarzysząca kolejnym wydarzeniom, która po troszkę ratowała drętwą fabułę. W przypadku tej pozycji zabrakło charakterystycznego dla thrillerów napięcia, co prawda pojawiały się mniejsze wstrząsy, ale niewiele wniosły do całej historii.
Moim zdaniem Magda Stachula z premedytacją wprowadziła do fabuły chaos. Kolejne elementy układanki na pierwszy rzut oka wydają się być przypadkowe, ale to właśnie one pozwolą nam rozwiązać skomplikowaną zagadkę dziwnych zaginięć. Jako czytelnik czułam się rozczarowana, ponieważ autorka zrezygnowała z mocniejszych elementów, które tak świetnie się sprawdziły w przypadku jej dwóch poprzednich książek. Czytelnicy, którzy mieli okazje zapoznać się z wcześniejszymi thrillerami Stachuli mogą poczuć się oszukani, ponieważ jakość najnowszej propozycji pisarki pozostawia wiele do życzenia. Nie jestem pewna, czy w przypadku tej pozycji dobrym rozwiązaniem było zastosowanie pierwszoosobowej narracji. Autorka namiętnie wykorzystuje jedną sprawdzoną konstrukcje literacką, co może przytłoczyć czytelników, którzy mieli okazje czytać jej poprzednie książki. Nie jest to zła książka, ale niestety pojawiło się w niej sporo defektów, których można było uniknąć w trakcie pisania.
„Często porównujemy się z innymi, od początku wiedząc, że to zgubne i zupełnie nie potrzebne. Nie ma uniwersalnego modelu ludzkiego szczęścia czy tragedii, więc po co nam te konfrontacje? (…)”
Zaspokoiłam swoją ciekawość, ale niestety tego spotkania nie mogę zaliczyć do udanych. Mój początkowy entuzjazm został szybko zdeptany przez chaotyczną wizję autorki. Co najwyżej mogę pochwalić całkiem niezły styl Magdy Stachuli, który zdecydowanie umilił mi lekturę. Tym razem zaserwowany scenariusz nie do końca przypadł mi do gustu, mimo to nie zrażam się i z przyjemnością zapoznam się z kolejnymi propozycjami autorki.