Dawno nie czytałam żadnego thrillera gospodarczego i czas było to zmienić. Linia Maginota to debiut literacki Maksyma Aleksandrowicza, a tak się składa, że lubię testować propozycje początkujących pisarzy.
Firmę budowlaną Adama dopadł kryzys, aby dalej prosperować na rynku musi szybko znaleźć rozwiązanie na wyjście z finansowego dołka. Nowe zlecenie miało być ostatnią deską ratunku, a okazało się gwoździem do trumny i to w dosłownym znaczeniu. Pech sprawił, że Adam mimo woli stał się świadkiem morderstwa, na którym nie kończą się jego problemy. Wysoko postawieni ludzie chcą wyeliminować przypadkowego widza, aby móc zrealizować swój plan…
Linia Maginota nie za wiele ma wspólnego z klasyką gatunku, co może zatrwożyć. Długi wstęp, zamiast elektryzować wątkiem tajemniczego morderstwa bardzo, ale to bardzo szczegółowo przybliżył mi realia funkcjonowania branży budowlanej. Tak w skrócie -mikro przedsiębiorcom nie jest lekko, co skrzętnie wykorzystują rekiny biznesu. Wspomniane preludium było jednak potrzebne, żeby zrozumieć dalszą część historii. Dodatkowo garść biznesowych faktów nadała fabule określony koloryt. Przechodząc do dalszej części fabuły i królujących w niej bohaterów- Adam okazał się postacią depresyjną i nie do końca spójną, przez co długo nie mogłam dostrzec wyższego sensu tej opowieści. Pozostali panowie budowlańcy pozostawiali jeszcze więcej do życzenia. Nie wiem, dlaczego zostali przedstawieni w krzywym zwierciadle, bo mnie osobiście ten zabieg bardzo odstraszył. Przez pierwszy etap historii przebrnęłam z bólem, nie przepadam za wysublimowanym melodramatyzmem, który kojarzy mi się głównie z powieściami obyczajowymi. A to przecież miał być thriller…
Maksym Aleksandrowicz sporo uwagi przyłożył do elementów związanych z tworzeniem psychologii postaci. Według mnie w tej materii trochę przedobrzył, zamiast charakterologicznej wyrazistości dostałam cały pakiet przerysowanych osobowości. Długo wyczekiwana przeze mnie rehabilitacja nastąpiła gdzieś w połowie książki i była bardzo satysfakcjonująca.Wtedy pojawiła się długo wyczekiwana przeze mnie sensacja i w końcu miałam ciarki na plecach. Gdyby pominąć wydumane życiowe wywody bohaterów i rozbudowaną filozofię biznesu, można dostrzec ogromny potencjał zaproponowanego scenariusza. Nagłe pojawienie się Beaty popchnęło fabułę na właściwe tory i dodało historii realizmu. W samym sposobie prowadzenia śledztwa dostrzegłam sporo niedociągnięć, co trochę mnie rozczarowało. Bohaterowie drugoplanowi pozostawiają wiele do życzenia i są w większości przerażająco nieżyciowi. Seksistowskie poczynania jednego z nich doprowadziły u mnie do bolesnego paraliżu szarych komórek. Tam gdzie powinno stawić się kropkę, pojawiał się przecinek, tyczy się to szczególnie charakterystyki wprowadzanych postaci. Najpierw byłam zasypywana niepotrzebnymi szczegółami, a tam, gdzie faktycznie były one potrzebne już ich zabrakło. Zakończenie nie do końca mnie usatysfakcjonowało, liczyłam na mocniejszy finał.
Linie Maginota bez wątpienia można zaliczyć do książek z potencjałem. Mimo niedociągnięć warsztatowych autora zaproponowana historia ma w sobie to coś, a dodatkowo skłania do zastanowienia się nad nieuczciwymi praktykami w branży budowlanej. Polecam fanom gatunku.
Za egzemplarz książki dziękuję Autorowi