Kredziarz był moim odkryciem roku 2018, książka długo nie schodziła z list bestsellerów. C.J. Tudor już raz dała znakomity popis swoich umiejętności literackich, dlatego byłam ciekawa jej kolejnej propozycji. Długo zastanawiałam się, czy jest sens publikować recenzję Zniknięcia Annie Thorne, która reprezentuje zupełnie inny poziom, niż poprzednia książka autorki. Ostatecznie postanowiłam wystawić ocenę, która niestety nie będzie wysoka…
Joe Thorne postanawia raz na zawsze rozprawić się zarówno z przeszłością, jak i z teraźniejszością. Rozpoczynając nowy etap w życiu, przeprowadza się do swojej rodzinnej wioski, gdzie obejmuje posadę nauczyciela w miejscowej szkole. Lokalni mieszkańcy nadal pamiętają sprawę tajemniczego zniknięcia Annie Thorne, niektórzy nadal żyją tą historią. Ucieczka przed problemami poprzedniego życia nie została zakończona powodzeniem, kolejną przeszkodą na drodze do szczęścia Joego są dawni koledzy, którzy nie pozwolą mu o sobie zapomnieć. Ktoś nadal pamięta, co wydarzyło się tamtej pamiętnej nocy i postanawia o tym przypomnieć mężczyźnie. Arnhill niewiele ma wspólnego z uroczym miasteczkiem, a znane z przeszłości upiorne nastroje towarzyszą nadal społeczności. Koszmar, o którym Joe już dawno temu zapomniał, rozpoczyna się na nowo.
C.J. Tudor świetnie oddała małomiasteczkowy klimat, gdzie królują plotki, krążą przedziwne historie, wszyscy się znają i nigdy nie zapominają, ale na tym plusy tej pozycji niestety się kończą. Arnhill stanowi idealną scenerię dla horroru, jaki rozegrał się na tej ziemi wiele lat temu. O ile na początku otrzymałam solidną dawkę emocji, która skutecznie podniosła mi poziom adrenaliny we krwi, o tyle później zaczęło się robić nieprzyjemnie ponuro. Nie do końca orientowałam się, w jakim kierunku zmierza ta przedziwna historia, wizja C. J Tudor jak dla mnie była wysoce niespójna i niestrawna zarazem. Sceny z dzieciństwa głównego bohatera nieuchronnie były powtarzane w jego dorosłym życiu, co wprawiło moje szare komórki w stan odrętwienia. Na tapetę autorka wzięła temat znęcania się w szkole, co jak dla mnie było błędem i przysłowiowym strzałem w kolano, idąc w takim kierunku, trzeba mieć jaja, których pisarce niestety zabrakło. Tematyka przemocy wśród dzieci zdominowała fabułę, nadając jej bardzo specyficznego charakteru. Joe ucieka zarówno przed problemami, jak i szemranymi typami, którym wisi grubą kasę. Czy to aby gdzieś już nie było? Było, prawda, ale w bardziej zjadliwej formie.
Po akcji następowała reakcja, tych ostatnich było sporo, niestety wysoko niepożądanych i równie nieprzemyślanych. Główny bohater może i wzbudzał we mnie jakąś sympatię, litość w sumie też, ale niestety po dłuższej chwili dostrzegłam jego przezroczystość. Pojawiło się kilka psychodelicznych scen rodem z rasowego dreszczowca, ale w równie nieodpowiedniej formie, jak i momencie. Nie przepadam za upiornymi momentami, krwią flakami i wszelakiej maści płynami ustrojowymi, więc sporo wątków było dla mnie wręcz odpychających. Początek był mocny, satysfakcja z lektury malała wraz z rozwojem fabuły, a zaciekawienie wyczerpało się ostatecznie gdzieś w połowie lektury, gdzie z thrillera zrobiło się science fiction. Czarne charaktery wypadły całkiem nieźle na tle pozostałych bohaterów, co podratowało nieco zdecydowanie wątłą psychologię postaci. W pewnym momencie tuning pomysłów C.J. Tudor kompletnie mnie przerósł, a lektura stała się niezjadliwa. W przypadku tego typu lektur koniec powinien być spektakularny, tutaj był co najwyżej kuriozalny. Podsumowując, czuje się oszukana i jestem mocno rozczarowana, liczyłam na coś porównywalnego do poprzedniej książki autorki.
Im dalej w las, tym więcej drzew i tak w było w przypadku tej historii, której autorka niestety podołała. Dobre pomysły zostały ubrane w nazbyt skomplikowaną formę, co niejako je zniszczyło. Zarys fabuły intrygował, forma przekazu niestety skutecznie mnie odpychała. Dla fanów gatunku Zniknięcie Annie Thorne może okazać się sporym rozczarowaniem, daleko jej do ideału, czy choćby przyzwoitej książki. C.J. Tudor w swojej kolejnej literackiej odsłonie spadła kilka poziomów w dół, żywię nadzieję, że w swoich następnych literackich propozycjach autorka odzyska dawną formę.