Mary Lou Longworth- Morderstwo przy rue Dumas

no title has been provided for this book
Kategoria:
Gatunek:
Wydawnictwo:
Przeczytane:
Ocena:
Liczba stron: 340

Po latach bezowocnych poszukiwań miałam nadzieję, że w końcu  natrafiłam  na serię kryminałów napisanych z klasą i polotem. Śmierć w Chateau Bremont w pełni  zaspokoiła moje czytelnicze oczekiwania,  a kończąc lekturę miałam ochotę na więcej. Czy tym razem Mary Lou Longworth mnie zaskoczyła? Nie do końca. Śledząc opinię w serwisie lubimyczytac.pl zauważyłam, że Morderstwo przy rue Dumas okrzyknięte zostało przez zatrważającą większość czytelników tą lepszą częścią cyklu.

Kolejny  raz muszę stanąć w opozycji do większości, bo książka nie do końca zaspokoiła pokładane w niej nadzieję. W pierwszym  tomie serii zachwycałam się tłem akcji. Nie ukrywam, że Longworth w iście magiczny sposób oddała całe piękno Prowansji. Książka była nietypowa i bardzo klimatyczna, a kulinarne smaczki zaintrygowały mnie do tego stopnia, że byłam urzeczona  szczegółowym opisem posiłków Verlaque’a (które o  dziwo, większość z Was irytowały). W Morderstwie przy rue Dumas kryminalna intryga została skrojona na miarę. Z jednej strony to  dobrze, bo  o  to przecież chodzi w rasowych  kryminałach. Ja niestety byłam zawiedziona wyborem autorki, ponieważ tym razem zaniedbała to urzekające tło.

Akcja  rozgrywa się na wydziale teologii  lokalnego uniwersytetu. Dwójka przyjaciół walczy o prestiżowe stypendium. Wspominana  nagroda jest  kluczem do sławy, prestiżu i oszałamiającej kariery naukowej. Przeszkodą w osiągnięciu upragnionego celu  jest  nieprzychylny dziekan wydziału. Wspomniany bufon i  zakapior zrobi  wszystko, żeby  uprzykrzyć życie zarówno studentom,  jak i swoim współpracownikom. Sprawa zaczyna się gmatwać, gdy  tuż przed ogłoszeniem  wyników konkursu,  wspomniany  dziekan umiera w niewyjaśnionych  okolicznościach.

Życie Verlaqu’a i Bonnet nieuchronnie przerodziło się w  romantyczną sielankę. Bohaterowie dosłownie pili sobie z dzióbków. Takie zachowania wprawiały mnie  w stan umysłowego odrętwienia. Może i  jestem emocjonalną masochistką, ale o wiele bardziej odpowiadały mi  niedawne miłosne niesnaski w życiu głównych  bohaterów. Longworth całkiem nieźle poradziła sobie z wprowadzeniem czytelnika w realia pracy wspominanego wydziału teologii. Opisy kolejnych  miejsc akcji porażały mnie realizmem. Nie da się ukryć, że moja uwaga non stop była skupiona na  emocjonalnej  burzy  towarzyszącej śmierci znienawidzonego przez wszystkich  dziekana. Elementy  kryminalnej  układanki przyjemnie zaskakiwały, a sam wątek  śledztwa został tym razem  w stu procentach  przemyślany i dopieszczony. Wydarzenia porzedstawione były  po kolei bez niepotrzebnej  gmatwaniny. W drugiej części  obyło się bez gaf i  nieprzyjemnych  dla oka wstawek znanych z pierwszego tomu,  co mnie osobiście cieszy. Longworth postawiła na r(ewolucje),  wynagradzając tym samym czytelnikom  wszelkie niedogodności, związane z  lekturą pierwszego tomu Jeżeli chodzi o warsztat  pisarski- zanotowałam znaczny progres (pragnę jednak zaznaczyć, że w tym  temacie jestem  laikiem). Niezmiernie cieszę się, że autorka w końcu skupiła się na konkretach, i odbiorcy, porzucając tym samym swoje  irytujące przyzwyczajenia.

Książka jest lekka, ale w żadnym razie banalna. Mimo większej ilości akcji uznaje ją za tę nieco spokojniejszą część. Sama z niecierpliwością wyczekuję premiery pierwszego  tomu, bo coś czuje, że Mary Lou Longworth może kolejny  raz bardzo  mile mnie zaskoczyć!

 

Za egzemplarz książki dziękuję  Wydawnictwu Smak Słowa.