Pierwsze spotkanie z Anną Kańtoch było owocne, drugie śmiało mogę uznać za udane. Tym razem klimat nieco inny, cięższy i na swój sposób poważniejszy, a sama autorka wraz czytelnikiem postanowiła przenieść się w czasie. Majstersztyk to trzecia odsłona przygód lekarza Domenica Jordana, śledczego-naukowca, który jest w stanie rozwiązać każdą, nawet najbardziej wyszukaną zagadkę. Do pracy podchodzi na chłodno i lubi obserwować otoczenie,zawsze licząc na przełom. Główny bohater grzeszy intelektem, tego samego nie można napisać o jego umiejętnościach społecznych. Tym razem ma za zadanie odkryć kto jest stoi za śmiercią młodego złotnika Johana Gabriaca, który zmarł w dość niewyjaśnionych okolicznościach niedługo po wzięciu udziału w widowisku sławnego magika Wielkiego Gastona. Kańtoch miesza mrok z świeżością przenosząc akcje swojej książki do fikcyjnego królestwa Okcytanii.
Do Jego ekscelencji Ipolita Malartre, biskupa Alestry, przybywa młoda kobieta z prośbą o pomoc. Prosi duchownego o interwencję w sprawie zaginięcia jej narzeczonego. Johan zgłosił się na ochotnika w trakcie jednego z występów w teatrze magika zwanego Wielkim Gastonem. Chłopak nagle zniknął w płomieniach i już nigdy więcej się nie pojawił. Biskup prosi o pomoc Domenica Jordana, ponieważ wie, że tylko on jest w stanie pomóc młodej kobiecie, tym bardziej, że tajemnicze zaginięcie bardzo zaintrygowało śledczego. Historia została podzielona na trzy akty. Pierwszy stanowi wstęp do wydarzeń przedstawionych w książce. Druga wyjaśnia po kolei okoliczności zdarzeń. W trzeciej poznajemy w końcu motyw zbrodni. Autorka specjalizuje się w fantastyce i do tego gatunku można zakwalifikować Majstersztyk, kwestie kryminalne stanowią swego rodzaju odskocznie, która ma odciągnąć czytelnika od pierwszoplanowych wydarzeń. Anna Kańtoch oferuje nam niezobowiązującą randkę w miłej atmosferze, kolejny raz jest lekko i przyjemnie, a do tego z dreszczykiem. Duszna atmosfera w połączeniu z magią i przesądami stanowi wybuchową mieszankę. Groźne otoczenie czyha na niczego nieświadomych, zbłąkanych wędrowców. Czytelnik powinien dopuścić do głosu swoją wyobraźnię, bo ta zdecydowanie będzie miała wiele pożywki w trakcie lektury.
Majstersztyk jest niezłym czytadłem, ale daleko mu do pozycji wybitnej. W mojej ocenie to dość niezobowiązująca lektura, której celem jest zapewnienie nam chwilowej rozrywki w intrygującej uurze niedopowiedzeń. Autorka nie zamierzała komplikować fabuły kolejnymi wątkami pobocznymi, postawiła na prostotę i to rozwiązanie w przypadku tej konkretnej książki sprawdziło się świetnie. Mnie zaciekawiło osobliwe, wręcz magiczne umiejscowienie akcji, które całkiem nieźle się sprzedało. Rozwiązania fabularne były najdelikatniej rzecz ujmując innowacyjne, bo zmieszała skrajnie różne gatunki i wyszedł jej całkiem niezły, a wręcz wybuchowy drink, którym ze strony na stronę możemy się upajać. Dodatkowo snując swoją opowieść autorka przemycała mimochodem wartościowe morały. Nawet najbardziej dociekliwy czytelnik nie mógłby przewidzieć dalszych poczynań Anny Kańtoch, to wręcz niewykonalne przy tak ekstremalnym rozwoju wydarzeń. Zauważyłam kilka punktów wspólnych z historią innego genialnego detektywa. Atmosfery, jaka panowała w książce nie powstydziłby się sam Artur Conan Doyle, autorka świetnie oddała to co najlepsze w epoce wiktoriańskiej. Książkę na całe szczęście można czytać w oderwaniu od serii.
Anna Kańtoch kolejny raz stworzyła własny, fascynujący świat do którego zaprosiła swojego czytelnika. Nigdy nie czytałam tak idealnej mieszanki gatunkowej, autorka perfekcyjnie odmierzyła fantastyczno- kryminalne proporcje. W trakcie lektury niejednokrotnie dostałam pstryczka w nos próbując odkryć makabryczną tajemnicę. Na całe szczęście do końca książki nie było mi dane rozwiązać przedziwnej zagadki, za co ślicznie autorce dziękuję. Polecam!