Chętnie sięgam po thrillery psychologiczne, ale próbując jednoznacznie ocenić Martwe dziewczyny miałam niezłą zagwozdkę. Pierwszy raz natrafiłam na scenariusz w którym w ogóle nie mogłam się połapać. Nie chodzi tu nawet o mnogość wątków, w przypadku tej konkretnej pozycji zawinił układ treści. Na przemian poznawałam kilka alternatywnych wersji pewnej mrocznej historii sprzed lat. Widziałam jedno- w przeszłości doszło do brutalnej napaści i porwania…
Alisha Green została poszkodowana w wyniku napaści podczas obławy policyjnej, jest świadoma tego, że nigdy nie odzyska pełnej sprawności. Kobieta dość nieoczekiwanie podejmuje decyzje o powrocie do pracy. Dziwi to jej przełożonych, ponieważ Alisha nie przeszła jeszcze pełnej rekonwalescencji i wątpią w jej gotowość do podjęcia czynności służbowych. Policjantka nakręca płynąca w jej żyłach adrenalina, ma tylko jeden cel- chce znaleźć swojego oprawcę i doprowadzić go przed obliczę wymiaru sprawiedliwości. Seryjny morderca ma na koncie śmierć wielu niewinnych kobiet. Ali w wyniku wypadku doznała urazu głowy, przez co cierpi na zaburzenia neurologiczne i ma trudności w zapamiętywaniu. Kobiecie trudno jest odróżnić prawdę od fikcji i powoli zaczyna wątpić w swoje wspomnienia. Jedno wie na pewno- w przeszłości w jej życiu wydarzyło się coś strasznego. Policjantka ma nadzieję, że w końcu uda jej się skonfrontować z brutalnym seryjnym mordercą. Następnym razem nie przegra i pokaże brutalnemu oprawcy, kto rozdaje karty w tej konkretnej rozgrywce. Pomóc jej może tylko jedna osoba…
Nie mogę jednoznacznie ocenić tej propozycji. Z jednej strony otrzymałam ciekawą historię osadzoną w fascynującej scenerii, z drugiej musiałam borykać się z nieprzyjemnym dla oka chaosem, który wprawił mój mózg w stan hibernacji. Sam pomysł na fabułę był według mnie bardzo interesujący, ale autor powinien go bardziej dopieścić. Niestety kilka elementów osłabiło zaprezentowany scenariusz, głównie sposób w jaki została zaprezentowana cała ta historia. Przeskakiwanie między kolejnymi wątkami i przedstawienie alternatywnych wersji wydarzeń wprowadziło niepotrzebny chaos, w pewnym momencie sama zreflektowałam się, że nie wiem dokładnie o co w tej książce chodzi. Nawet więcej- czułam się na tyle zagubiona a może nawet zniesmaczona, że chciałam tę pozycję odłożyć na półkę. Mimo wszystko fabuła została poprowadzona w sposób lekki i dość niezobowiązujący przez co lektura stała się nad wyraz przyjemna i absorbująca. Historia może i nie była nazbyt skomplikowana, ale zabrakło mi pewnego usystematyzowania faktów, które pozwoliłoby zrozumieć ciąg przyczynowo- skutkowy. Początek był mocny i to on przykuł moją uwagę, dalej było trochę słabiej, a napięcie raz rosło, a raz opadało wprowadzając mnie w dość nieprzyjemny stan emocjonalnego odrętwienia.
Portret psychologiczny głównej bohaterki był przyzwoity, ale bez jakiś tam fajerwerków. Sam motyw zemsty okazał się nieco oklepany i na swój sposób płytki. Główna bohaterka, jak łatwo można było się domyślić, jest owładnięta dziwną obsesją i nie ma zamiaru poddać się woli przełożonych. Policjantka działa w sposób niekonwencjonalny, mając w nosie procedury łamię prawo prowadząc samowolne śledztwo. W sumie nie byłam zaskoczona poziomem buntu głównej bohaterki, jej zachowanie było dość przewidywalne. Zastosowany został prosty schemat, który moim zdaniem nie do końca się sprawdził w takiej odsłonie. Przez większą część książki nie dzieje się praktycznie nic na tyle fascynującego, żeby wytrącić czytelnika z równowago, można co najwyżej mieć nadzieję na jakiś nagły zwrot akcji. Martwe dziewczyny mimo wszystko nie nudzą, ale również nie hipnotyzują. Trzeba oddać, że Graeme Cameron ma całkiem przyjemny styl i wie, jak zaintrygować czytelnika na wiele różnych sposobów. Czuje się w pewnym sensie nieusatysfakcjonowana, ale w żadnym razie nie jestem rozczarowana. Fani powieści z dreszczykiem w tej propozycji znajdą wiele interesujących sensacyjnych smaczków, dla których warto z tą książką się zapoznać. Atmosfera na komendzie była dość osobliwa, policjanci nie do końca dostrzegli powagę kolejnych zdarzeń. Zakończenie było dość brawurowe i w sumie uratowało cały ten skomplikowany scenariusz zbrodni. Graeme Cameron powinien więcej miejsca poświęcić postaci tajemniczego seryjnego mordercy, przez to ta historia byłaby kompletna. Tym razem forma nie współgrała z treścią, dostrzegłam nieprzyjemny dla oka kontrast.
Autor powinien popracować nad swoim scenariuszem. Niedbalstwo pisarza w przypadku tej konkretnej miało katastrofalne skutki, przez co fascynująca historia przerodziła się w oklepany scenariusz, jakich na rynku wydawniczym nie brakuje. Docenić należy pomysł i oryginalność pisarza, ale ja niestety nie mogę mu wybaczyć wspomnianych mankamentów. Mimo to z chęcią zapoznam się z kolejnymi propozycjami Graeme’a Cameron’a.
Za egzemplarz książki dziękuję Wydawnictwu HarperCollins Polska