
Z czym kojarzy się Wam Prowansja?
Ze Słońcem?
Z aromatycznymi polami lawendy?
Z Lazurowym Wybrzeżem?
A może z przepyszną kuchnią i wybornym winem?
Mi już zawsze kojarzyć się będzie z pewnym wysmakowanym kryminałem…
Mary Lou Longworth dobitnie pokazuje, że Francja to więcej niż Paryż. W urokliwym Chateau Bremont ginie miejscowy szlachcic.Czy Etienne de Bermont popełnił somobójstwo? A może to morderstwo? Co zawierała tajemnicza walizka? Pytanie komu zależało na śmierci Etienne. Sędzia Antoine Verlauque będzie miał twardy orzech do zgryzienia próbując rozwiązać skomplikowane śledztwo. Mieszkańcy Aix-en-Provence są w szoku. W mieście huczy od plotek. A jak wszyscy wiemy, w każdej plotce jest ziarenko prawdy. Pewnym osobom zależy, żeby niewygodne fakty nie wyszły na światło dzienne…
Śmierć w Chateau Bremont to spokojny kryminał, ale nie daj Boże nudny! Longworth skorzystała z klasycznego schematu i skonstruowała fabułę na bazie intrygującej łamigłówki. Z początku trochę ciężko było mi się wgryźć w historię rodziny Bermont. Faktem jest, że czytelnik od początku książki musi intensywnie dedukować. Longworth nie daje nam taryfy ulgowej. Tajemnice, zdrady, mroczne machlojki- miałam sporo materiału do główkowania. Autorka systematycznie podsycała napięcie dawką bulwersujących, nie do końca potwierdzonych informacji związanych z rodziną zmarłego mężczyzny. Sędzia Verlauque jest nieustępliwy i drąży do skutku. Przy okazji prowadzenia śledztwa postanawia odbudować relację z Mariene…
Wątki kryminalne niestety nie pochłonęły mnie bez reszty, ale to kwestia moich indywidualnych preferencji. Sposób prowadzenia śledztwa nie był tak emocjonujący, jakbym tego oczekiwała. W trakcie lektury najbardziej intrygowały elektryzujące spotkania Verlauque z Mariene. Między bohaterami była prawdziwa chemia! Niejednokrotnie z uśmiechem na ustach śledziłam uszczypliwo-romantyczną wymianę zdań między parą. Nie ukrywam, że ślinka mi ciekła w trakcie czytania relacji z posiłków bohaterów. Na spokojnie mogłam zapoznać się ze specjałami lokalnej kuchni.
Poza zmyślnie skonstruowanym wątkiem kryminalnym na uwagę zasługuje tło wydarzeń. Longworth rewelacyjnie oddała klimat prowansalskiego miasteczka Aix-en-Provence. Jako czytelnik miałam okazję odbyć fascynującą wycieczkę. W rolę przewodników wcielili się Antoine Verlauque i Mariene Bonnet. Opisy przedstawianej okolicy były nader realistyczne.
Rozdziały były krótkie, ale treściwe. W kryminale obyło się bez przynudzania i niepotrzebnego przedłużania akcji. Może troszeczkę zabrakło mi większej dawki napięcia i kilku emocjonujących zrywów w trakcie śledztwa. Autorka niedostatki książki zrekompensowała mi świetnie skonstruowanymi wątkami pobocznymi (szczególnie tymi gastronomicznymi). W książce nie zabrakło pierwszorzędnego humoru z lekką domieszką ironii (szczególnie w wydaniu Verlauque’a).
Longworth spisała się na medal konstruując bardzo charakterystyczne (ale jakże nieprzerysowane!) postacie. Żaden bohater nie został potraktowany po macoszemu. Postać Verlauque’a stanowi to idealne skrzyżowanie Herculesa Poirota z z Sherlockiem Holmesem. Mariene miała coś w sobie z zarówno z Bridget Jones, jak i Carrie Bradshaw (na długo w pamięci pozostaną mi w głowie te babskie wieczorki :)). Jeżeli kogokolwiek zbulwersowałam swoimi porównaniami, to przepraszam.
Podsumowując Śmierć w Chateau Bremont to bardzo klimatyczny kryminał. Mary Lou Longworth stanęła na wysokości zadania, a jej debiutancka powieść zadowoli nie tylko fanów gatunku. Już nie mogę doczekać się czerwcowej premiery Morderstwa przy Rue Dumas!
Czy polecam? Bezapelacyjnie!
Za egzemplarz książki dziękuję Wydawnictwu Smak Słowa