Sabri Louatah to francuski pisarz kabylskiego pochodzenia na stałe mieszkający w Stanach Zjednoczonych. Autor został laureatem nagrody magazynu Lire dla najlepszego francuskiego debiutu za pierwszy tom tetralogii Dzikusy. W swojej debiutanckiej powieści Louatah zgrabnie przelał na papier brutalną wizję współczesnej Francji targanej wszelakimi problemami. Autor zaskoczył mnie swoją wnikliwością i niepowtarzalnym stylem. Przyznaje jednak, że nie do końca rozumiem zachwyty zagranicznych recenzentów. Książka jest dobra i wciągająca, ale niestety napisana nierówno. Początek mnie znużył. Rozwinięcie było dla mnie sporym zaskoczeniem. Za to końcówka dosłownie ścięła mnie z nóg.
Pierwszy tom Dzikusów stanowi ciekawą mieszankę gatunkową. Nietypowa saga rodzinna została zgrabnie połączona z odważnym political fiction. Tłem dla wydarzeń przedstawionych w książce jest tytułowe francuskie wesele. Głównymi bohaterami powieści jest rodzina Narrusz. To wielopokoleniowy klan imigrantów z Algierii. Akcja książki rozgrywa się w podparyskim Saint-Étienne, gdzie trwają przygotowania do ślubu Slima i Kenzy. Zaproszeni goście są podekscytowani nie tylko ceremonią zaślubin, ale również zbliżającymi się wyborami prezydenckimi. Jednym z kandydatów na fotel prezydenta jest Sawisz będący przedstawicielem mniejszości narodowej arabskiego pochodzenia. Jeżeli wygra wybory Francję czekają ogromne zmiany. Podekscytowanie obywateli pochodzenia algierskiego sięga zenitu. Rodzina Narrusz dosłownie żyje zbliżającymi się wyborami. Naszym przewodnikiem po wydarzeniach przedstawionych w książce jest Karim. Chłopak został wybrany na świadka podczas wesela Slima i Kenzy. Karim od jakiegoś czasu zachowuje się dziwnie, jesteście ciekawi co wydarzy się dalej?
Książkę można w pełni zrozumieć znając tło geopolityczne Francji. Sama nigdy nie zagłębiałam się w niuanse historii tego kraju, ale może najwyższy czas to zmienić. Sabri Louatah obnaża prawdziwe oblicze Republiki Francuskiej. Autor zgrabnie posługuje się ironią demaskując narodowe przywary. W trakcie lektury wszechobecna ksenofobia kłuje w oczy. Louatah mistrzowsko dawkował napięcie. Czułam, że coś się wydarzy, ale do ostatnich stron nie mogłam przewidzieć co. Autor wyraziście opisał proces adaptacji imigrantów z Algierii.
Poza świetnie skonstruowaną fabułą na uwagę zasługują bohaterowie. Moją uwagę przykuła postać Karima. Fascynowała mnie tajemniczość chłopaka. Karim stawiał na rodzinne i kulturowe wartości wbrew reakcjom otoczenia. Nie do końca mogłam zrozumieć niuanse jego zachowania, ale sądzę, że właśnie taki był zamysł autora. Ciekawiła mnie relacja Karima z Nazzirem. Louath zgrabnie pokazał wpływ francuskiego liberalizmu na życie imigrantów arabskich. Co mnie poruszyło? Francuska dwulicowość i brutalne działania obecnej partii rządzącej. Wszelkie działania ingerujące w życie obywateli maskowane są walką z terroryzmem. Co ciekawe rodzina Narrusz powoli zapomina o swojej kulturowej spuściźnie wybierając łatwiejsze życie na europejską modłę
Pierwszy tom Dzikusów skończyłam czytać miesiąc temu. W międzyczasie zdążyłam przemyśleć, co chcę zawrzeć w swojej recenzji. Stoję w opozycji do innych blogerów, ponieważ książka mnie zachwyciła. Wiem, że inni czytelnicy słabiej oceniali pierwszy tom w porównaniu z kolejnym. Ja się wyłamię. Sabri Louatah urzekł mnie swoim oryginalnym stylem. Autor dosłownie bawił się słowem, co potęgowało przyjemność płynącą z lektury. Cieszę się, że zaryzykowałam i zaufałam pisarzowi. Po przeczytaniu pierwszego i drugiego tomu Dzikusów już nie mogę doczekać się premiery trzeciego. Z czystym sumieniem polecam.
Za egzemplarz książki dziękuję Wydawnictwu W.A.B.