Pamiętacie zeszłoroczną recenzję Milczącej ofiary? Dla tych z Was, którym thriller Caroline Mitchell przypadł do gustu mam dobrą wiadomość- pisarka wydała niedawno nową książkę. Wciąga to mało powiedziane, ta książka dosłownie obezwładnia. Początkowa szczypta prawdy przeradza się w mrożącą krew w żyłach podróż w głąb umysłu seryjnej morderczyni…
Prawda jest ważna, ale kłamstwa bywają równie istotne…
Amy nadal przeżywa żałobę po niespodziewanej śmierci swojego przybranego ojca. Czas leczy rany, a praca pozwala na dłuższą zapomnieć o bólu, dlatego powrót do służby w tej sytuacji będzie dla niej najlepszym rozwiązaniem. Policjantka niespodziewanie otrzymuje bardzo osobisty list od znanej seryjnej morderczyni. Lilian Grimes w korespondencji wyznaje, że jest biologiczną matką Amy, prosząc jednocześnie o spotkanie. Makabryczne odwiedziny połączone z mrożącą krew w żyłach transakcją wiązaną mogą na zawsze odmienić życie policjantki…
Nie jest to klasyczny thriller o szalonej seryjnej morderczyni, ta książka wychodzi krok naprzód. Na przemian z teraźniejszymi wydarzeniami poznajemy historię najmłodszej córki Grimesów, która w wyniku traumatycznych przeżyć straciła pamięć. Sam skomplikowany proces uzupełniania luk we wspomnieniach, skutecznie przykuł moją uwagę. Mitchell, jak większość twórców tego typu thrillerów, postawiła na przeplatankę teraźniejszość- przeszłość. Powroty wstecz do brutalnej historii długoletniej działalności psychopatycznych morderców zintensyfikowały moje wrażenia zmysłowe. Lilian Grimes niby grała pierwsze skrzypce, ale na długo nie mogłam rozgryźć, o co właściwie chodzi w całym tym jej popapranym zachowaniu. Komisarz Amy Winter jest zaprzeczeniem swojego dziedzictwa genetycznego- zarówno w życiu prywatnym, jak i pracy na pierwszym miejscu stawia prawo i walkę o dobro obywateli. Zaproponowana wizja nie do końca mi podpasywała ze względu na znaczny stopień wymuskania. Charakterologicznie miałam do czynienia zarówno ze zgniłym jabłkiem, jak i dorodnym okazem nieskalanego złem ludzkiego bytu.
Podkręcające akcję mocne akcenty zostały zaserwowane na samym wstępie, według mnie było to całkiem niezłe posunięcie, dalej napięcie zostało już z rozmysłem stopniowane. Historia Amy w połączeniu z okrutną prośbą jej biologicznej matki nie były jedynymi wątkami, z jakimi przyszło mi się zmierzyć w trakcie lektury. Wspomniana wielowątkowość, zamiast wprowadzić niepotrzebny chaos, skutecznie oczarowała mnie charakterystyczną niejednoznacznością. Skomplikowana relacja rodzinna niby zrobiła całą robotę, ale Caroline Mitchell przewidziała dla czytelników kolejne łakome kąski w postaci rozbudowanych pobocznych scenariuszy. Prawdę i kłamstwa pochłonęłam z wypiekami na policzkach, ale gdzieś w połowie lektury trochę się pogubiłam. Na szczęście ta pozorna rysa w wymuskanym scenariuszu, okazała się preludium do kolejnego emocjonującego rollercoastera. Postacią, która najbardziej mnie zaintrygowała, pierwotnie okazała się Lilian Grimes, a nie Amy. Ciekawiły mnie jej nie do końca jednoznaczne intencje w połączeniu z psychopatyczną osobowością. Całkiem przyjemnie było obserwować intensywnie pracujące trybiki w głowie seryjnej morderczyni.
Błędem jest skupiać się tylko na wydarzeniach pierwszoplanowych. Rozbudowane tło wydarzeń pierwszoplanowych było dla Mitchell równie istotne, jak dopracowana psychologia postaci drugoplanowych. Pisarka z jednej strony jest drobiazgowa, ale nie pedantyczna, potrafi wypośrodkować dawkę wartkiej akcji. Miałam problem z końcówką, która była jak dla mnie lekko chaotyczna. Spora dawka brutalnej prawdy na dłuższą pozwoliła mi na długo zapomnieć o tytułowych kłamstwach i to był mój błąd. Nie trudno było przewidzieć, że to właśnie plugawe kłamstewka okażą się najistotniejsze dla historii. Sekrety wyszły na światło dzienne w najstosowniejszym momencie i dały mi nowy ogląd na całą sytuację. Niestety trochę z rytmu wybiła mnie seria niepotrzebnych przerysowań w charakterystyce postaci, które pojawiły się gdzieś w połowie książki. Spora dawka najostrzejszej psychopatologii nie wiadomo dlaczego została przyprawiona irytującymi wtrętami. Policyjna robota wydziału kryminalnego okazała się również nieco wyidealizowana. Rozumiem politykę równych szans i równouprawnienie w miejscu pracy, ale co za dużo to niezdrowo. Domyślność jest ok, ale perfekcyjne wyprzedzanie pewnych faktów, zakrawające na fantastykę, nie zawsze dobrze się sprawdza. Samo zakończenie- cud, miód i malina, właśnie na taki finał skrycie liczyłam.
Początkowo nie oczekiwałam od tej książki za wiele, a ostatecznie otrzymałam sporo gatunkowo wysoce satysfakcjonującej treści. Efekt zintensyfikowanych literackich starań Caroline Mitchell przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Prawda i kłamstwa z pewnością przypadnie do gustu miłośnikom wyrafinowanych thrillerów z rozbudowanym tłem psychologicznym. Polecam!
Za egzemplarz książki dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka