W środku lasu w kapliczce świętego Huberta znalezione zostają zwłoki kilkuletniego chłopca, morderca spuścił krew z ciała dziecka. Nieopodal miejsca zdarzenia na leśnej polanie zastrzelony zostaje ksiądz Donat Giza- zapalony myśliwy, uznany członek lokalnego koła łowieckiego, mężczyzna nie ze wszystkimi mieszkańcami żył w zgodzie. Na prośbę lokalnej policji o pomoc w prowadzeniu śledztwa poproszony zostaje Hubert Meyer. Profiler w obu zbrodniach dostrzega wspólny mianownik i podejrzewa, że obu morderstw dopuścił się ten sam człowiek. Zmarły chłopiec był synem tutejszej femme fatale, która miała na sumieniu liczne romanse z żonatymi mężczyznami. Aby sporządzić profil psychologiczny mordercy, Meyer musi lepiej poznać miejscową społeczność, a tak się składa, że wraz z serią makabrycznych zbrodni wśród mieszkańców zapanowała niepokojąca zmowa milczenia…
O ile Klatką dla niewinnych byłam zachwycona, to co do Balwierza mam szereg zastrzeżeń. Katarzyna Bonda wróciła do tych niepokojących zabiegów fabularnych, które sprawiły, że lektura Nikt nie musi wiedzieć była dla mnie udręką. Jeżeli chodzi o Balwierza– Pierwsza część książki była przekombinowana, wszystko zostało wrzucone do jednego wora bez ładu i składu. Początek miał w sobie coś obiecującego, ale tempo akcji i atmosfera towarzysząca prowadzeniu śledztwa pozostawiały wiele do życzenia. Bonda, zamiast skupić się na kryminalnej intrydze, za dużo miejsca poświęciła życiu prywatnemu wprowadzonych postaci. Gdzieś w połowie coś drgnęło i ku mojej uciesze fabuła zaczęła układać się w zgrabną całość. Napięcie budujące morderczy nastrój systematycznie było zabijane przez niepotrzebne obyczajowe wstawki. Momentami zastanawiałam się, z jakim ostatecznie gatunkiem literackim mam do czynienia, ten niepotrzebny miszmasz mnie nużył.
O ile na początku wiele wątków zostało niepotrzebnie przeciągniętych, co bardzo mnie zirytowało, o tyle te późniejsze były krótsze, ale za to jakże treściwe. Mroczne sekrety lokalnej społeczności okazały się nieco przekombinowane, a momentami wręcz irracjonalne, co wytrąciło mnie trochę z równowagi. Psychologia postaci również pozostawiała wiele do życzenia, jedni bohaterowie byli nadbudowani, inni wręcz zaniedbani, według mnie za dużo miejsca niepotrzebnie poświęcone zostało matce Tymka. Meyer był przygaszony, jakby cierpiał na depresję, niby był, ale równie dobrze mógłby nagle zniknąć. Czarne charaktery były miałkie i nijakie, poza jednym zawistnym jegomościem. Pomysł ciekawy, niestety jakość wykonania pozostawia wiele do życzenia. Brawurowy finał sugeruje fajerwerki w kolejnej części. Katarzyna Bonda powinna popracować nad skracaniem niepotrzebnych wątków, one tylko niepotrzebnych wątków, które zaśmiecają fabułę.
Opis okładkowy niewiele wspólnego miał z rzeczywistością, zamiast rasowego kryminału w moje ręce trafiła co najwyżej średnia książka. Doceniam sam pomysł na śledztwo, autorce nie da się odmówić kreatywności, niestety jakoś wykonania tym razem okazała się wręcz mizerna. Katarzynę Bondę stać na wiele, o czym miałam okazję wielokrotnie się przekonać, niestety tym razem się nie popisała. Książki nie polecę nikomu, mam nadzieję, że w następnej części autorka się zrehabilituje
Za egzemplarz książki dziękuję Wydawnictwu MUZA