Zazwyczaj dość sceptycznie podchodzę do debiutów literackich. Igor Kruk swoją Migawką bardzo mnie zaintrygował. Autor przelał na papier nader oryginalną historię. Od pierwszej do ostatniej strony wydarzenia są spójne i zgrabnie się zazębiają. Historii przedstawianej w książce towarzyszy aura tajemnicy. Igor Kruk sporo ryzykował stawiając na tak nieszablonowe rozwiązania. Moim zdaniem wyszło rewelacyjnie.
„Pojawić się, mignąć na chwilę w polu czyjegoś widzenia i szybko zniknąć, pozostawiając jednocześnie wrażenie swojej obecności. Odbiorca nie jest pewien, czy sytuacja wydarzyła się naprawdę, czy była tylko wyobrażeniem w jego umyśle. (..)”
W Migawce przeplatają się dwie historie. Mamy okazję bliżej poznać młodego biznesmena- Tomka. Chłopak jest w szczytowej formie, właśnie osiągnął kolejny zawodowy sukces. W jego życiu brakuje jednak miłości, którą zastępuje przelotnymi romansami.
Druga historia przenosi nas do podwarszawskiego lasu, gdzie grupa młodych mężczyzn gwałci i porzuca uprowadzoną dziewczynę. Ta opowieść przeraziła mnie swoją brutalnością. Okazuje się, że dziwnym trafem bohaterką obu wątków jest Sylwia. Tomek poznaje ją przypadkowo w metrze i zakochuje się w niej od pierwszego wejrzenia. Jego życie nagle nabiera kolorów. Pewnego dnia chłopak staje się świadkiem brutalnego uprowadzenia dziewczyny. W tym momencie akcja nabiera zawrotnego tempa.
W Migawce prawda miesza się z fikcją. Czytając miałam wrażenie, że Tomek przeżywa dziwny, psychodeliczny sen. Kolejne zdarzenia były coraz bardziej nieprawdopodobne. Igor Kruk zdecydowanie wie, jak zaintrygować czytelnika. Od książki trudno było mi się oderwać. Z przyjemnością czytałam relacje Tomka. Mężczyzna odnalazł sens życia u boku tajemniczej Sylwii. Szkoda tylko, że jego szczęście nie trwało za długo. Spodobała mi się dociekliwość i determinacja chłopaka, żeby odkryć prawdę. Sceny, jakie miały miejsce w podwarszawskim lesie przyprawiły mnie o ciarki na plecach.
„Tomek nic nie odpowiedział. (…) Zrozumiał, że w jakiś niewytłumaczalny sposób Sylwia wybrała jego by to właśnie on doprowadził sprawę do końca (…)”