
Mariana Andros jeszcze nie poradziła sobie z tragiczną śmiercią męża. W prowadzeniu terapii grupowej szuka odskoczni od własnego cierpienia. Od jakiegoś czasu kobieta ma wrażenie, że ktoś ją śledzi. Przyjaciółka siostrzenicy Mariany zostaje w brutalny sposób zamordowana. Terapeutka zamierza pojechać do Cambridge i pomóc pozbierać się Zoe po tej tragedii, jaka ją spotkała. Wszystko wskazuje na to, że profesor Foska może mieć coś wspólnego z morderstwem dziewczyny, problem w tym, że mężczyzna ma żelazne alibi na czas popełnienia zbrodni. Kluczem do rozwiązania zagadki będzie rozpracowanie tajnego stowarzyszenia studentek, zwanych Boginiami, które mocno wspierają swojego wykładowcę. Mariana zrobi wszystko by udowodnić winę profesora, zaczyna wręcz mieć obsesję na jego punkcie. A co jeżeli to nie on jest mordercą?
Poprzednia książka Alexa Michaelidesa miała dość mocno naciąganą fabułę, autor mnie nie przekonał, ale postanowiłam dać mu jeszcze jedną szansę. Boginie uzmysłowiły mi, że autor nie odrobił lekcji i nadal powiela swoje błędy, jakość fabuły pozostawia wiele do życzenia. O dziwo książkę w formie audiobooka słuchało się nad wyraz przyjemnie, ale to już kwestia pracy lektorki, która jeszcze nigdy mnie nie zawiodła. Nie poczułam więzi z główną bohaterką, Mariana Andros okazała się bardzo niewyobrażalnie przerysowaną postacią z irytującą osobowością. Brak pewności siebie, spora doza przedziwnego lęku czyniły ją charakterologicznie miałką bohaterką. Zoe okazała się niewiele lepsza, rozkapryszona niczym rozwydrzona nastolatką, niedojrzała, bardzo roszczeniowa manipulantka, było z nią coś nie tak. Sama fabuła miała potencjał, morderstwo w połączeniu z oskarżeniami profesora i wspierającym go stowarzyszeniem studentek nadało tej historii odpowiedni mroczy klimat, szkoda, że autor w pewnym momencie poszedł w złą stronę.
Alex Michaelides nie ma problemu z tworzeniem równie fascynujących, jak i elektryzujących scenariuszy. Trudności nastręcza mu psychologia postaci, wierne oddanie emocji bohaterów, zamiast realizmu, pojawia się nieprzyjemna dla oka groteska. Problemem nie jest dla niego tworzenie ramowego planu historii, on nie potrafi trzymać się obranego wcześniej kierunku, wprowadza karygodne wątki poboczne, które zaburzają odbiór całości. Autor nie dba o szczegóły i to jego największy błąd, moim zdaniem nie oddał wiernie zaplecza psychologicznego, jakim powinna dysponować główna bohaterka. Jak na psychoterapeutkę Mariana była nazbyt rozchwiana, a to niedopuszczalne w tym zawodzie, nie polubiłam jej. Rozwój wydarzeń nie był dla mnie satysfakcjonujący przez serię niedociągnięć i nutę fantastyki, jaka wkradła się do tego scenariusza. Osobowościowo zainteresował mnie tylko i wyłącznie profesor Foska, miał w sobie wiele zarówno niepokojących, jak i intrygujących cech. Końcówka to jak dla mnie jakaś totalna pomyłka, nie wiem, skąd wziął się pomysł na tak dziwaczne zakończenie.
Podsumowując, Boginie okazały się średnim, żeby nie napisać, że kiepskim thrillerem psychologicznym. Autor nie przygotował się do pisania, postacie były przerysowane, a fabuła mocno naciągana i nierealistyczna. Książki nie polecam, jak dla mnie ta lektura to totalna strata czasu. Jedynym plusem tej pozycji jest świetna interpretacja Ewy Abart, która swoim głosem nieco podrasowała tę historię.