Prawdopodobnie dokonano zbrodni, nie wiadomo tylko kto zginął i kim jest potencjalny morderca. Wiele pytań, mało odpowiedzi, świadków również brak… Zapowiada się ciekawie, a jak dobrze wiemy- im głębiej w las, tym więcej drzew. Nie oszukujmy się- nowości wydawnicze jak zawsze kuszą, a do tego zdecydowanie jest w czym przebierać. Półki w księgarniach dosłownie uginają się od kolejnych bestsellerowych thrillerów rekomendowanych przez uznanych w świecie literackim pisarzy. Działania marketingowe wydawnictw ni to mnie parzą, ni to ziębią, ja najnormalniej w świecie nie wierze w chwytliwe (no i oczywiście sowicie opłacone…) hasła krzyczące z kolejnych okładek. Z Milczącą ofiarą było inaczej i nic nie zapowiadało tego, co wydarzy się dalej. Okładka mnie nie zachęciła (a może nawet lekko zniechęcała), opis książki był niezły, ale nie na tyle, żebym sięgnęła po książkę nieznanej mi dotąd autorki. Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana i coś w tym jest, bo dokładnie po 10 stronach przepadłam wchodząc w świat mrocznej intrygi. Od dawna marudziłam, że brytyjskie kryminały i thrillery trochę mi się przejadły, bo autorzy częstokroć tworzyli je na jedno kopyto- Caroline Mitchell pokazała mi, że można inaczej- inteligentniej i intensywniej.
„Przeszłość to fajne miejsce na odwiedziny, lecz niedobre na pobyt. (…)”
Szczęśliwe małżeństwo Emmy i Alex’a zakłóca seria tragicznych wydarzeń. Zamiast cieszyć się rodzinną sielanką para musi się zmierzyć z poważnym kryzysem. Emma skrywa tajemnicę, nie ma odwagi, żeby przyznać się do tego, co zrobiła będąc nastolatką. Wyrzuty sumienia zmieszane zostają ze wstydem, a to ostra mieszanka, która potrafi nieźle zatruć życie. Kobieta jest święcie przekonana, że zamordowała swojego eks kochanka, który najpierw ją uwiódł, a potem bez słowa wyjaśnienia porzucił. Chciała się zemścić, ale nie w taki sposób, zdarzył się wypadek, który na zawsze odmienił jej życie. Poznając Alexa wiedziała, że spotkało ją prawdziwe szczęście. Dopełnieniem rodzinnej idylli były narodziny upragnionego synka. Ona z powodzeniem prowadzi własny salon sukien ślubnych, on jest świetnie zapowiadającym się biznesmenem. Kiedyś obiecali sobie bezwarunkową szczerość, żadnych sekretów i niedopowiedzeń. W związku z otrzymaniem nowej, bardzo intratnej posady przez Alexa, małżeństwo planuje przeprowadzkę. Emma wie, że jej rodzinny dom musi zostać sprzedany, problem w tym, że w ogródku zakopała zwłoki byłego kochanka.
W książce mieszają się trzy różne perspektywy-Emmy, Luke’a i Alex’a, a do tego mamy trzech różnych narratorów. W przypadku thrillerów psychologicznych narracja pierwszoosobowa świetnie się sprawdza, ponieważ dosłownie możemy wejść wgłąb umysłu bohaterów, i tak również było w tym konkretnym przypadku. Zawszę marudzę, że irytują mnie retrospekcje zmieszane w odpowiednich proporcjach z teraźniejszymi wydarzeniami. W przypadku Milczącej ofiary taki zabieg był strzałem w dziesiątkę, bo dosłownie ożywił fabułę i wzbogacił zaprezentowaną historię o pewne szczegóły, bez których zaprezentowany scenariusz byłby niepełny. Caroline Mitchell zastosowała jeszcze jeden innowacyjny zabieg- do końca książki nie wiemy, czy w ogóle dokonano jakiegokolwiek morderstwa i kto tak właściwie jest tym prawdziwym mordercą. Systematycznie otrzymujemy kolejne, dość istotne informacje, które powinniśmy sobie zgrabnie poukładać, żeby otrzymać klarowną całość. Mimo wielokrotnych prób, nie udało mi się rozgryźć zaproponowanej przez autorkę zagadki. Nie do końca wiedziałam, któremu z bohaterów mogłabym zaufać, bo każdy z bohaterów skrywał jakiś szemrany sekret. Najbardziej wiarygodny okazał się Alex- prostolinijny facet, skupiony na rodzinie i karierze zawodowej. Tylko on nie kręcił, tylko jego wersja wydarzeń była spójna. Emma wydała mi się chwiejna, ale jej nastrój był ściśle związany z wydarzeniami pierwszoplanowymi, więc takie zachowanie było w dużej mierze uzasadnione. Luke, bo to z nim miałam największy problem, był dla mnie zagadką- z jednej strony wykorzystał niewinność młodej dziewczyny, a drugiej zakrywał się fascynacją i czymś na kształt prawdziwej miłości.
„Niektórzy ludzie trzymają trupa w szafie. My mamy cały cmentarz. (…)”
Tutaj czytelnik musi sam wyznaczyć własną granicę między prawdą, a fikcją oraz między realnymi emocjami, a zwykłą manipulacją. Caroline Mitchell sporo pracy włożyła tworząc psychologię postaci , zgrabnie oddzieliła sprzeczne cechy, pokazując tym samym, jak niedopowiedzenia mogą zrujnować normalne życie zwykłej rodziny. Wątki psychologiczne były dopieszczone, przemyślane i zdecydowanie nieprzypadkowe. Przedstawiona historia na przemian elektryzuję i mrozi krew w żyłach. Aura rodem z całkiem niezłego dreszczowca została idealnie zmieszana z elementami stricte obyczajowymi, związanymi z historią rodzinną Emmy. Czy kochająca matka może być równocześnie brutalną morderczynią? Czy poukładany, empatyczny nauczyciel skrywa przed światem zewnętrznym swoją prawdziwą twarz? Na to i wiele innych pytań szukałam odpowiedzi w trakcie lektury i przyznam, że ta niepewność w pewnym sensie nawet mi odpowiadała. Ja osobiście nie przepadam nad zero- jedynkowymi rozwiązaniami, lubię większy stopień wyrafinowania, dlatego projekt Caroline Mitchell bardzo mile mnie zaskoczył.
Milcząca ofiara nie tylko trzyma w napięciu, ona dosłownie pochłania bez reszty i wywołuje najprawdziwszy szok emocjonalny. Od tej książki dosłownie trudno się oderwać, ona działa jak narkotyk, a uzależniamy się od tego konkretnego, jakże emocjonującego scenariusza.W fabule jest sporo niewiadomych, jeszcze więcej sprzecznych informacji i to one właśnie potęgują napięcie. Książka skierowana jest do wymagających czytelników, którzy nie trawią prostych, schematycznych rozwiązań. Polecam szczególnie fanom gatunku.
Za egzemplarz książki dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka