Autor: Katarzyna Bonda
Liczba stron: 416
Wydawnictwo: MUZA
Moja ocena: 7/10
Sięgając po książkę Katarzyny Bondy nie wiedziałam czego mogę się spodziewać. Przygodę z autorką postanowiłam rozpocząć od jej debiutu. Muszę przyznać, że zasłużenie nazywa się Katarzynę Bondę królową polskiego kryminału. Autorka jako pierwsza w Polsce wprowadziła w powieści kryminalnej postać psychologa śledczego, czy raczej profilera. Postać Huberta Meyera pojawia się w trzech książkach Katarzyny Bondy. Nie dziwie się, że autorka jest jedną z najpopularniejszych pisarek powieści kryminalnych w Polsce. W 2015 roku za powieść Pochłaniacz otrzymała Nagrodę Wielkiego Kalibru Czytelników.
„Cały cud życia polega na tym, że wszystko, co ważne, zdarza się w najmniej oczekiwanym momencie. Dlatego trzeba cenić teraźniejszość, a z przeszłości wyciągać mądre wnioski. (…)”
Sprawa Niny Frank od pierwszych stron mnie wciągnęła. W swojej willi ginie popularna aktorka serialowa. Dziwnym trafem do śledztwa wciągnięty zostaje psycholog śledczy Hubert Meyer. Powieść osadzona jest w malowniczym przygranicznym Mielniku nad Bugiem. Lubię książki w których autor igra z czytelnikiem. Bonda nie wykłada wszystkich kart na stół i każe czekać na dalszy rozwój wypadków. W pewnym momencie prawie każdy mieszkaniec tego przygranicznego miasteczka był podejrzanym. W mojej ocenie na uwagę zasługuje konstrukcja książki. Elementy teraźniejsze przeplatane są wspomnieniami Niny Frank. Zmarła aktorka miała wiele do ukrycia, ale coś dusiło ją od środka. W pewnym momencie postanowiła się podzielić swoim sekretem. Czytając czułam się zszokowana, momentami zniesmaczona i nie mogłam pojąć, jak bohaterka mogła podjąć tak drastyczne środki.
Książka wzbudziła we mnie wiele emocji. Poza wątkiem kryminalnym autorka zadbała o odpowiednie tło. Świetnie przedstawiony jest małomiasteczkowy klimat i mentalność zamieszkujących te tereny ludzi. Bonda nie stosuje półśrodków, postacie w książce są wyraziste, łatwo je zapamiętać. Autorka do swojej fabuły wplotła nawet elementy z pogranicza magii i okultyzmu. Szczególnie, że wiara w zabobony jest szczególnie popularna wśród celów. Para sprzedawców okrzyknięta Żwirkiem i Muchomorkiem za dług zapadnie mi w pamięci, panowie zrobili świetny show. Osobiście bardzo dobrze wczułam się w panujący w książce klimat.
„Pamiętaj, że śmierć nie jest wyzwoleniem, jest ucieczką zagubionych. I jeśli ma nastąpić sama- poczujesz ulgę i przestanie cię przerażać. Prowokowanie jej, gdy nie jesteś gotów, jest igraniem z ogniem, który spali twoją duszę na wieki. (…)”
Bonda pokazuje czytelnikowi, że nie będzie łatwo odkryć rozwiązania zagadki. Od początku autorka podkreśla, że wiele osób miało powody, żeby zabić Ninę Frank. Na śmierci aktorki szczególnie dużo mógł zyskać jej mąż. Hubert Meyer ma ciężki orzech do zgryzienia, na szczęście w śledztwie pomaga mu komendant Eugeniusz Kula. Profilerowi nie przypadły do gustu swojskie klimaty i ta ludzka nachalność, zakłócało to jego pracę wprowadzając niepotrzebny chaos. Bohater musiał wczuć się w aurę zbrodni. Nie ukrywam, że Meyer stosował niekonwencjonalne metody. Począwszy od spania w łóżku ofiary, a kończąc na skorzystaniu z usług dwóch szarlatanów.
Tak jak wspomniałam wcześniej postacie w świecie Katarzyny Bondy są bardzo wyraziste. Główny bohater to facet, który pracę stawia na pierwszym miejscu. Poznajemy go w momencie, gdy jego życie prywatne legnie w gruzach. Żona domaga się rozwodu, zwierzchnik wysyła go na coś w rodzaju urlopu. Szczególnie, że po przyjeździe ze szkolenia ze Stanów Meyer nie spodziewa się takiego obrotu zdarzeń. Takich bohaterów można, albo ubić, albo nie znosić. Mi Meyer przypadł do gustu, szczególnie za swoją konsekwencje w dążeniu do celu, jakim było rozwiązanie śledztwa. Jego zachowania i nagłe porywy mnie zaskakiwały, o dziwo bardzo pozytywnie. Mimo opanowania potrafił dać się ponieść namiętności. Nie jest to postać idealna, co jest kolejnym plusem powieści Bondy. Meyer nie stroni od używek i nowych kochanek, które miały stanowić dla niego formę odskoczni względem skostniałego związku. W jego małżeństwie wypalone zostały wszystkie uczucia, pozostała tylko nienawiść i wieczne pretensje o jego pracę. Byłam zszokowana ostatnimi posunięciami bohatera. Szczerze nie podejrzewałam, że będzie zdolny do tak drastycznych kroków względem swojej żony.
„Śmierć nie jest wyzwoleniem, jest ucieczką zagubionych. I jeśli ma nastąpić sama – poczujesz ulgę i przestanie cię przerażać. Prowokowanie jej, gdy nie jesteś gotów, jest igraniem z ogniem, który spali twoją duszę na wieki. (…)”