Wielokrotnie w trakcie rozmów z innymi pasjonatami literatury padało nazwisko niemieckiej pisarki- Kerstin Gier. Do wspomnianych poleceń podchodziłam sceptycznie, tłumacząc sobie po cichu, że to nie dla mnie i zdecydowanie mi się nie spodoba. Teraz biję się w pierś i żałuję, że swojej przygody z książkami Kerstin Gier nie rozpoczęłam wcześniej. Dziś mam już za sobą pierwszy tom Trylogii czasu, serii, która szybko osiągnęła szczyty bestsellerów, a samą autorkę uczyniła jedną z najlepiej sprzedających się niemieckojęzycznych pisarek. Powodów do zachwytów jest co niemiara, bo to cykl skrojony na miarę najbardziej wymagającego czytelnika!
„Wiem, że istnieją rzeczy na niebie i ziemi, których nie potrafimy sobie wytłumaczyć. Ale być może nadajemy tym rzeczom zbyt wielkie znaczenie, zajmując się nimi tak mocno. (…)”
Gwendolyn Shepherd jest normalną, właściwie niczym nie wyróżniającą się nastolatką, której niewiele potrzeba do osiągnięcia szczęścia. Na tym etapie rozwoju do jej największym problemów należy szkoła w pakiecie z szeregiem osobliwych nauczycieli, zmiksowana w odpowiednich proporcjach z pierwszymi młodzieńczymi miłostkami. Nastolatka na całe szczęście ze swoimi emocjonalnymi rozterkami nie pozostaje sama, ponieważ ma wierną powiernicę- Leslie Hay, która jest równocześnie jej najlepszą przyjaciółką. Całkowitym przeciwieństwem Gwendolyn jest jej kuzynka Charlotta-młoda dama, piękna, a do tego dosłownie grzesząca intelektem, jednym słowem ideał! Poza wspomnianymi atutami posiada jeszcze jeden, bardziej tajemniczy i niejednoznaczny- z dużą dozą prawdopodobieństwa odziedziczyła gen umożliwiający podróże w czasie. Charlotta od lat była skrzętnie przygotowana do pełnienia zaszczytnej roli, krok po kroku zaznajamiając się z historią i zwyczajami klanu Strażników Czasu. Rodzina nastolatki z niecierpliwością wyczekuję objawów somatycznych, zwiastujących pierwszą podróż do przeszłości. Czeka, czeka, a tu nic… Czyżby nastąpiła pomyłka? Zdecydowanie, bo w wyniku dość niecodziennych okoliczności okazuję się, że nosicielką pradawnego genu jest jej kuzynka Gwendolyn i to ona niebawem dostąpi zaszczytu odbycia pierwszej podróży w czasie…
„Tajemnica ma wielką moc i daje wielką moc temu, kto potrafi ją wykorzystać, ale moc w rękach niewłaściwego człowieka jest bardzo niebezpieczna. (…)”
Jak wszyscy dobrze wiemy- motyw podróżowania w czasie od zawsze sprzedawał się świetnie. Sama możliwość powrotu do przeszłości to jedno, ale jeszcze bardziej chodzi o technikę, która tego typu wycieczki umożliwi. Kerstin Gier całkiem zmyślnie wykorzystała znany motyw, tworząc intrygujące zaplecze dla swoich bohaterów i ich wycieczek. Pierwszy tom Trylogii Czasu ma ma lekką, przyjemną dla oka formę, gdzie charakterystyczny dla młodzieżówek klimat został połączony z szczyptą pierwszoligowej fantastyki. Wyszło idealnie! Jedno jest pewne, rozpoczynając lekturę już się od niej nie oderwiecie. Wciąga? Mało powiedziane, czytelnik dosłownie zostaje wessany do świata, który pochłonie go bez reszty. Sama wpadłam jak śliwka w kompot i potwierdzam- od książki nie można się oderwać, a wszelakie próby poczynienia tego mogą skutkować nieprzyjemnym rozstrojem nerwowym. Powodów do zachwytów jest wiele, bo książka ma mnóstwo atutów- począwszy na idealnie skrojonej fabuły, a skończywszy na świetnej psychologii postaci. Czerwień rubinu jest pozycją w której nie ma miejsca na przypadkowość i bylejakość. Kerstin Gier skrzętnie przygotowała się do tego scenariusza, przez co przedstawiona historia jest realistyczna i kompletna.
„Rubin to początek, lecz i zakończenie. (…)”
Bardzo, ale to bardzo spodobała mi się transformacja Gwendolyn, którą miałam okazję śledzić w trakcie lektury. Na początku książki poznajemy niczym niewyróżniającą się, trochę nieśmiałą nastolatkę, żeby za chwilę odbyć wraz z nią pierwszą podróż w czasie. Dziewczyna jest mądra, odważna, na swój sposób inteligentna, a co najważniejsze nie boi się nowych wyzwań. Posiada wszystkie cechy bohatera idealnego, ale daleko jej do ideału. Poza wymienionymi wcześniej cechami jest emocjonalna, taka ludzka, a do tego dosłownie rozbraja swoją szczerością. Nie błołoyła przygotowana na to co ją spotka, ale rzucona na głęboką wodę świetnie odnajduje się w nowej roli. Główna bohaterka dla kontrastu zestawiona została z Gideon’em de Villiers, który ma jej towarzyszyć we wspomnianych podróżach. Młody, ambitny student medycyny jest całkowitym przeciwieństwem Gwen- zanim coś zrobi, zawsze dwa rasy się zastanowi, a do tego nigdy nie kieruje się emocjami. Chłopak jest nieco zbulwersowany nieprzygotowaniem nowej towarzyszki. Dialogi wspomnianej pary bywają zabawne, lekko ironiczne, nadając wspomnianej historii odpowiedniego kolorytu. W książce dzieję się sporo, fabuła jest bardzo dynamiczna, więc nie można narzekać na brak akcji i atrakcji.
„Co było gorsze? Zwariować czy naprawdę podróżować w czasie? Chyba to drugie, pomyślałam. Na to pierwsze pewnie można brać jakieś tabletki. (…)”
Teraz zastanawiam się, co mogło mi się w tej pozycji nie spodobać. Myślę, myślę i raczej nic nie wymyślę. Czerwień rubinu spełniła pokładane w niej oczekiwania, a co najważniejsze- zapewniła mi świetną rozrywkę. Moje pierwotne obawy, że nie odnajdę się w tym gatunku bardzo szybko zostały rozwiane. Pisząc o tej książce pochwalić należy staranność autorki, która wiernie oddała realia konkretnych epok. Swoją wersję podróży w czasie przedstawiła aż nazbyt realistycznie, tworząc intrygujące zaplecze technologiczne dla swojego. Niby jest nieco bajkowo i fantastycznie, ale również bardzo wiarygodnie. Kerstin Gier ie brakuje również umiejętności pisarskich- książka obfituje w liczne, bardzo udane stylizacje, a o tego cała historia spisana została bardzo lekkim, a do tego jakże plastycznym językiem. Fabuła przeplatana jest zapiskami z dzienników Strażników Czasu, które niejako uwiarygadniają cały ten scenariusz, nadając książce odpowiedniego kolorytu. Niby było zabawnie, ale jednak na poważnie, co mi osobiście bardzo się spodobało. Dodatkowo grono docelowych odbiorców tej konkretnej pozycji jest bardzo szerokie, a według mnie Czerwień Rubinu zadowoli każdego, kto po tę książkę zdecyduje się sięgnąć. Brawa należą się również Wydawcy- układ strony, jak dla mnie był idealny, a duża czcionka i interlinia tylko ułatwiły mi lekturę, a okładka książki jest przepiękna!
Fantastyczny scenariusz zestawiony został z dynamiczną akcją, przez co otrzymałam produkt idealny. Ku mojej radości Kerstin Gier nie ograniczyła się do jednego gatunku, z każdego czerpiąc to co najlepsze, a wszystko to dla dobra czytelnika. Zgrzeszyłabym pisząc, że jestem usatysfakcjonowana- je jestem zachwycona! Czerwień rubinu jest perfekcyjnym rozpoczęciem cyklu, sama już nie mogę doczekać się lektury kolejnego tomu. Polecam!
Za egzemplarz książki dziękuję Wydawnictwu Media Rodzina