
Jakiś czas temu brałam udział w głosowaniu zorganizowanym przez Wydawnictwo. M0je zdumienie było tym większe, gdy otrzymałam maila z informacją, że wybrana przeze mnie okładka wygrała! Dodatkowo w ramach niespodzianki otrzymałam egzemplarz książki Niebo na własność autorstwa Luke’a Allnutt’a. Autor jest z pochodzenia Brytyjczykiem na stałe mieszkającym w Pradze, zawodowo zajmuje się pisaniem i dziennikarstwem. Debiutował w 2013 roku opowiadaniem Unspoken, w którym opisał walkę z nowotworem bazując na doświadczeniach swojego ojca. W 2018 roku wydana została pierwsza powieść autora. Prawa do publikacji Nieba na własność zostały sprzedane do 30 krajów
Od zawsze trudno mi było czytać książki o ludzkim cierpieniu. W przypadku Nieba na własność czytelnik musi zmierzyć się z tematem nieuleczalnej choroby kilkuletniego dziecka. Po serii poronień w końcu Annie udaje się utrzymać ciążę. Na świat przychodzi Jack. Chłopiec jest oczkiem w głowie rodziców i spełnieniem marzenia o szczęśliwej rodzinie. Rodzinne szczęście zostaje zakłócone, gdy u pięcioletniego Jacka w mózgu zdiagnozowany zostaje żółtogwiaździak pleomorficzny (PXA)…
Książka rozpoczyna się dość nietypowo, bo od końca historii, a potem nagle zastąpiona jest retrospekcją życia głównych bohaterów. Cieszę się, że tym razem nie natrafiłam na przeplatankę teraz/kiedyś, bo ten zabieg powoli mnie już irytował w innych pozycjach. Sposób konstruowania fabuły zastosowany przez Allnutt’a nie zaburza odbioru treści.Walka z chorobą dziecka została pokazana jako proces w który zaangażowano cały system rodzinny. Anna i Rob to dość nietypowa para. Ona jest do bólu racjonalna i twardo stąpa po ziemi. On wierzy w marzenia i ma odwagę realizować swoje ryzykowne pomysły. Księgowa pracująca w dużej korporacji i freelancer. Para, której z pozoru nic nie łączy…
Systematycznie zapoznawałam się z kolejnymi wycinkami z życia głównych bohaterów. Przy okazji choroby dziecka pojawiły się perturbacje w związku Anny i Rob’a związane z odmiennym punktem widzenia na pewne kwestie. Książka nie skupia się na samym procesie leczenia. Allnutt zrzucił z twarzy bohaterów emocjonalne maski i pozwolił im na szczerą ekspresję uczuć. Początkowo bardziej byłam za stanowiskiem Rob’a szukającego alternatywnych rozwiązań. Powoli jednak zrozumiałam matczyne odczucia Anny, jakimi kierowała się podczas podejmowania decyzji.
Fabuła ma słodko-gorzki wydźwięk, a co najważniejsze- pokazuje prawdziwe, nieupozorowane reakcje emocjonalne. Nadzieja podobno umiera ostatnia, ale co w sytuacji, jeżeli ktoś nam ją brutalnie odbierze? Wtedy usilnie staramy się ją na nowo zdobyć… Książka systematycznie przeplatana jest wymianą wiadomości na internetowym forum Miejsce Nadziei między Rob’em, a innymi rodzicami walczącymi z chorobą nowotworową zdiagnozowaną u swoich dzieci. Zapis tej wymiany zdań to kolejna kwestia, która dodała historii realizmu. Dodatkowo taki zabieg literacki pokazał, że zdesperowani ludzie szukają wszędzie pomocy. Możliwe ,że na bardzo pozytywny efekt końcowy książki duży wpływ mogły mieć osobiste doświadczenia autora związane z chorobą jego ojca. W trakcie studiów uczęszczałam na zajęcia z psychoonkologii, które przybliżyły mi jakie mogą być reakcje emocjonalne osób chorych onkologicznie i ich rodzin. Od strony stricte psychologicznej książka jest napisana bardzo dobrze.
Autor wybrał bardzo trudną, a dla niektórych wręcz drażliwą tematykę. Niebo na własność to przepiękna (o ile w ogóle mogę użyć tego słowa) opowieść o walce z chorobą chorobą przy okazji ukazująca ogromną moc miłości, która została wystawiona na ciężką próbę. W trakcie lektury niejednokrotnie z oczu płynęły mi łzy. Autor świetnie ukazał całe spektrum bólu i cierpienia związanego z chorobą dziecka. Mimo trudnej tematyki Allnutt postawił na lekką, momentami nieco subtelną formę literacką (ale w żadnym razie sztuczną). Plus należy się również wydawcy- okładkowa grafika świetnie współgra z prezentowaną treścią, a sam układ stron dodatkowo potęgował przyjemność płynącą z lektury.
Jako całość książkę oceniam bardzo pozytywnie. Mogę przyczepić się do paru kwestii. Po pierwsze mimo wspomnianego wcześniej realizmu nie mogłam zrozumieć bardzo egocentrycznej postawy Rob’a. Były momenty w których mężczyzna forsował swoje stanowisko, przybierając postawę tego lepszego rodzica (jakby dziecko było czyjąś własnością!). Na poprawkę biorę jednak fakt, że silne emocje wywołują wiele skrajnych, często dość irracjonalnych reakcji (może o taki efekt właśnie chodziło autorowi?). Moje kolejne zastrzeżenie tyczy się redakcji- w książce natrafiłam na kilka literówek.
Niebo na własność jest książką wartościową, a przy okazji niosącą ponadczasowe przesłanie. Zgadzam się z wydawcą- kiedy wszystko jest już stracone liczy się tylko miłość. Polecam!