Swoim ulubionym bohaterom sporo jestem w stanie wybaczyć. Otwarcie przyznałam, że poprzedni tom Chyłki ze względu na swój totalny brak realizmu był dla mnie totalnym rozczarowaniem. Nieprzygotowana fizycznie prawniczka została wysłana na wyprawę, której realnie nie byłaby w stanie dokończyć. Kończąc ósmą część przygód Joanny Chyłki byłam lekko rozbita, Remigiusz Mróz przygotował dla swojej bohaterki bardzo brutalny scenariusz, walcząc będzie z góry skazana na porażkę. Tym razem będzie dużo lepiej…
„Dzień, w którym umrzesz, zacznie się tak samo jak każdy inny. (…)”
Akcja powraca do Warszawy, kolejny raz możemy rozkoszować mroczną atmosferą spisku osnutą gęstą chmurą dymu papierosowego. Chyłka nie zamierza się nad sobą rozczulać, świadoma okrutnej diagnozy odrzuca ewentualność podjęcia leczenia i skupia się na swojej pracy. Prawniczka obmyśliła również plan jak poradzić sobie w tej sytuacji z niewiedzą Zordona. Chyłka dość niespodziewanie decyduje się podjąć obrony byłego żołnierza- Adriana Skalskiego- oskarżonego o zamordowanie swojej żony i dzieci. Tajemniczy świadek zapewnia mężczyźnie niecodzienne alibi, a dowodem na niewinność ma być zdjęcie zrobione w dzień morderstwa. Skalski z pewnością nie opanował sztuki translokacji, więc zdecydowanie nie mógłby znajdować się w dwóch miejscach jednocześnie. Problem w tym, że świeżo upieczony klient Chyłki bez jakiegokolwiek zawahania utrzymuje, że dopuścił się zarzucanego mu czynu. Prawniczka będzie miała twardy orzech do zgryzienia próbując wybronić na pozór szalonego mężczyznę. Zresztą bez jej pomocy mężczyźnie grozi najwyższy wymiar kary. Wbrew woli wspólników Chyłka podejmuje się sprawy, nie zwracając uwagi na służbowe konsekwencje i miłosne zawirowania, które realnie mogą odbić się na jej życiu zawodowym i prywatnym. W tym tomie Remigiusz Mróz kolejny raz oddał głos bohaterom swoich pozostałych książek.
„-Mam problem – szepnęła.
Sama była zaskoczona tym, jak bardzo trząsł jej się głos.
– Jaki? – zapytał Kordian, ściągając brwi.
– Nie wiem, jak powiedzieć ci, że cię kocham. (…)”
Po lekturze Kontratypu długo miałam traumę, byłam jednak pewna, że kiedyś powrócę do mojej ulubionej serii. Umorzenie było dla Mroza szansą, którą w pełni wykorzystał powracając na właściwe tory. W tym tomie liczy się prawo (w dużo mniejszej proporcji) i Chyłka (ona właściwie króluje. Związany z pewnym przestępstwem spisek został w pełni dopieszczony, w konsekwencji tworząc dynamiczną, a do tego również bardzo spójną fabułę. Były problematyczne momenty, obawiałam się nawet, że Mróz z nich nie wybrnie, ale ku mojemu zaskoczeniu wyszedł z nich obronną ręką. Ta konkretna część ma bardzo osobisty charakter i w głównej mierze skupia się na życiu prywatnym Chyłki, która boryka się z bardzo poważnym życiowym problemem. Sam proces Skalskiego stanowi tło książki, a kruczki prawne są co najwyżej dodatkiem do całkiem nieźle skrojonej fabuły. W tej części istotną rolę odegra Tesa, postać znana czytelnikom z innej książki Mroza- Hashtagu, a Umorzenie ściśle wiąże się z wydarzeniami zaprezentowanymi w tej konkretnej pozycji. Nie mam zamiaru zdradzać wam za wiele szczegółów związanych z fabułą dziewiątego tomu Chyłki, ale muszę was ostrzec- tym razem jest nieco depresyjnie i lekko melancholijnie, ale sami przekonacie się, że takie zabiegi okazały się w pełni uzasadnione. Dla mnie ten tom był bardzo miłym zaskoczeniem, Chyłka (w końcu!) powróciła w świetnym stylu prezentując najwyższy poziom umiejętności prawniczych.
„- To problematyczne. U mnie jest tak, jak w niektórych knajpach. Nic nie kupisz, to nie posikasz.
Oryński westchnął.
– A co sprzedajesz?
– Ciosy w pysk. – odparła bez wahania. – Reflektujesz? (…)”
Niedopowiedziane wątki, rozpoczęte w poprzednich częściach, zostały zgrabnie dokończone, Mróz nie zostawił miejsca na nieprzyjemne niespodzianki. Muszę Was ostrzec- tym razem nie natraficie na ekstremalne zwroty akcji, do jakich przyzwyczaił as autor. W tej części jest dużo spokojniej, w końcu nastał czas czas na ostateczny rachunek sumienia i chwilę refleksji, na który wcześniej nikt nie miał ochoty. Chyłka pierwszy raz została grubą kreską oddzielona od swojej kancelarii i tak sobie myślę, że był to zabieg w pełni świadomy, a może nawet fabularnie uzasadniony. Pierwszy raz nie liczy się prawo, którego ucieleśnieniem jest główna bohaterka, w tej części ważne są skrajne emocje, z których Remigiusz Mróz przyrządził iście wybuchowego drinka. Świadomość miesza się z nieświadomością, kłamstwo bije się z prawdą, a fikcja wychodzi na przeciw rzeczywistości. Sami musimy zdecydować, co jest najważniejsze, a od naszego wyboru zależy, jak odbierzemy książkę. Śledziłam losy Chyłki i Zordona z wypiekami na policzkach, świadoma tego co może wydarzyć się dalej, a i tak zostałam nieźle wytrącona z równowagi. Nie byłam jednak pewna, czy Remigiusz Mróz odważy się wcielić w życie najgorszy z możliwych scenariusz, a jednak. Kończąc czułam się smutna i lekko zmieszana, ponieważ nie wiem co będzie dalej, o ile w ogóle cokolwie będzie. Tym razem Remigiusz Mróz zrezygnował z tej duszącej, nieco makabrycznej atmosfery, jaka towarzyszyła wydarzeniom w poprzednich kilku tomach, stawiając na dużo lżejszy, a do tego bardzo niezobowiązujący styl. Biorąc pod uwagę wszelkie możliwe współczynniki, tej książki niestety nie da się jednoznacznie, zero- jedynkowo ocenić.
Końcówka książki wiąże się z dla mnie z pewną dość nieprzyjemną w odbiorze niepewnością. Czyżby to był ostatni tom bestsellerowej serii thrillerów prawniczych? Mam nadzieję, że nie i czekam na dalsze ruchy Remigiusza Mroza, które będą wyjaśnieniem. Cieszę się, że Chyłka w końcu wróciła w pełnej krasie tocząc niekończącą się batalię z przedstawicielami stołecznej palestry. Polecam!