Przynajmniej raz w życiu każdy z nas próbował dociec, co dzieję się z nami w chwili śmierci. Czy istnieje niebo? Gdzie trafia nasza dusza? A może nasze życie po prostu zaczyna się na nowo? Czy będziemy mieć okazję spotkać się z bliskimi, którzy odeszli przed nami? Mitch Albom, natchniony inspirującą historią swojego wujka, postanowił zaproponować własną, nieco alternatywna względem znanych mi do tej pory przekazów, wizję podróży po niebie.
„Ludzie myślą, że niebo to rajski ogród, gdzie mogą bujać w obłokach, beztrosko włóczyć się nad rzeką czy po górach. Ale sama tylko sceneria, bez pocieszenia, byłaby pusta, pozbawiona jakichkolwiek treści. Największym darem Boga jest to, że będziesz mógł zrozumieć, co zdarzyło się w twoim życiu, że zostanie ci wyjaśniony jego sens. To jest ten wieczny pokój, do którego dążysz. (…)”
Dla Eddiego miał to być kolejny, obrzydliwie zwyczajny i przesiąknięty nudą dzień pracy wypełniony zleceniami napraw kolejnych atrakcji w popularnym lunaparku. Los jednak przygotował dla niego nieco inny scenariusz, jeden błąd ma kosztować kogoś życie, pytanie jeszcze na kogo trafi. Ratując małą dziewczynkę przed rozpędzonym wagonikiem kolejki Eddie ginie i nagle trafia do miejsca o którym nawet nie śnił. W niebie czeka na niego wiele niespodzianek, a pięć z pozoru przypadkowych osób pomoże mu odbyć drogę ku wieczności.
„Duszenie gniewu zatruwa. Zżera od środka. Wydaje nam się, że nienawiść jest bronią wymierzoną w osobę, która zrobiła nam krzywdę. Ale nienawiść jest jak bumerang. Krzywdę jaką robimy innym, zadajemy sami sobie. (…)”
Książkę skończyłam czytać już jakiś czas temu, ale efekt wow! trwa nadal nieprzerwanie. Rzadko zdarza się, żeby pisarz w ręce czytelnika oddał równie kompletną, jak i na swój sposób pokrzepiającą wizję tego, co spotka nas po śmierci. Tutaj nie chodzi nawet o sam scenariusz- ważniejsze są wnioski, jakie samodzielnie możemy wyciągnąć dla siebie. Mitch Albom z perspektywy głównego bohatera pokazuje, co w życiu powinno być dla nas najistotniejsze. Co więcej- autor zaznacza, że waga ludzkich wartości ani trochę nie maleje po śmierci. Warto czasem zatrzymać się i zastanowić, jakie przeżycia są istotnie dla nas najcenniejsze.
„Miłość, jak deszcz, może czerpać siły z góry – poi wówczas obficie zakochane pary, a wszystko przesiąknięte jest radością. Ale czasem, w okresach smutnej życiowej posuchy, miłość wysycha na powierzchni i wtedy musi czerpać siły z wewnątrz – stara się wówczas przetrwać, zapuszczając głębiej korzenie. (…)”
Główny bohater jest idealnym przykładem człowieka, z którym życie nie obchodziło się łagodnie. Traumatyczne wydarzenia wpłynęły zwrotnie na odbiór rzeczywistości przez Eddiego. Bohater zapomniał o szczęściu, jakie go w życiu spotkało. Mężczyzna systematycznie, coraz głębiej zanurzał się w morzu smutku i samotności. Dopiero w chwili śmierci miał czas i możliwość na solidny rachunek sumienia i przypominanie, że przeżył wiele dobrych chwil. Mimo, że książka napisana została prostym językiem, to w mojej ocenie porusza bardzo trudne kwestie, o których mówi się rzadko. Śmierć jest czymś normalnym i naturalnym, a co najważniejsze- czeka każdego z nas. Pewne prawdy musimy zaakceptować, aby móc żyć bez wszechogarniającego lęku. Główny bohater jest zwykłym, niczym niewyróżniającym się mężczyzną, stanowi ideale płótno do kreślenia zaproponowanej przez Mitch’a Albom’a historii.
Było miejsce na refleksję, znalazł się również czas na egzamin z empatii. Zamiast ponurej wizji śmierci natrafiłam na iskierkę życia okraszoną sporą dawką nadziei i ciepłych słów. Polecam!
Za egzemplarz książki dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka