Stworzyć na tyle chwytliwy tytuł, żeby czytelnik bez wahania sięgnął po książkę, to już sukces sam w sobie. Skonstruować opis w taki sposób, żeby aura niedopowiedzeń zaciekawiła stanowi również nie lada osiągnięcie. Spokojne wprowadzenie było dla mnie niczym cisza przed burzą, a dalej będzie się dziać jeszcze więcej. Gra w życie to thriller, który zaprasza nas do mrocznego świata tajemnic ludzkiego umysłu. Aura niedopowiedzeń połączona z tym charakterystycznym mrokiem stanowi idealne scenerię dla pierwszoplanowych wydarzeń. Jedno jest pewne- będzie się działo
Czworo ludzi otrzymuje tajemnicze kartki w dniu swoich rodzin, po czym nagle znika bez śladu. W zasadzie można by napisać, że dosłownie rozpływa się w powietrzu. W tajemniczej korespondencji znajduje się niewinne zaproszenie do pewnej wirtualnej gry, a stawką w tej rozgrywce jest ludzkie życie. Co łączy samotną matkę cierpiącą na zespół stresu pourazowego, niepozornego narzeczonego, ambitnego studenta i kochającą matkę dwójki dzieci? Na to i jeszcze wiele innych pytań odpowiedzi należy szukać w trakcie lektury. Cała historia ma wspólny mianownik, a są nim zakrojone na szeroką skalę badania nad psychopatią. Policja szybko kończy śledztwo w sprawie tajemniczych zaginięć, co oczywiści można było łatwo przewidzieć. Po co zajmować się tak oczywistą sprawą? Poszukiwane osoby z całą pewnością z własnej woli uciekły i nikt ich do tego nie zmuszał. Rodziny zaginionych osób boją się najgorszego, że ich bliscy już nigdy nie wrócą. Na prośbę córki jednej z ofiar w sprawę zaangażowana zostaje detektyw Augusta Bloom, będąca z wykształcenia psychologiem. Tylko ona dostrzega w serii zaginięć pewien bardzo niepokojący wzór i postanawia trochę podrążyć. Sprawa staje się co raz bardziej skomplikowana i niebezpieczna, gdy na jaw wychodzą nowe informacje. Kluczem do rozwiązania zagadki tajemniczych zaginięć okażę się dziennik nastoletniej Seraphine.
Na wstępie muszę pochwalić pomysł Leony Deakin, on dosłownie mnie zaintrygował i ciekawiło mnie co wydarzy się dalej w tej historii. Niestety później było już nieco gorzej, głównie przez bardzo nierównomierne tempo akcji i pewien chaos, jaki wkradł się do fabuły. Pisarka bardzo sprawnie operuje językiem pisanym, więc nie ma co się dziwić, że wspomniany scenariusz został poprowadzony bardzo lekko i z polotem, a do tego w niezmiernie spójny sposób. Wspomniana lekkość sprawiła, że za żadne skarby świata nie porzuciłabym lektury. Najciekawszym elementem w książce były sesje terapeutyczne doktor Bloom z nastoletnią Seraphine. Dziewczyna miała w sobie coś niepokojącego, z jednej strony czarowała urokiem osobistym, a z drugiej przerażała mroczną stroną osobowości. Wielokrotnie w książce przytaczany był epizod, w którym nastolatka wbiła się zaostrzonym ołówkiem w tętnice szyjną szkolnego woźnego. W kółko powtarzane było jedno możliwe racjonalne wytłumaczenie tej historii- mężczyzna był groźnym przestępcą seksualnym, który z premedytacją od wielu miesięcy wykorzystywał niewinną przyjaciółkę Seraphine. Leona Deakin dała mi do zrozumienia, że ta historia ma drugie dno, a do tego stanowi jeszcze klucz do rozwiązania sprawy tajemniczych zaginięć. W pewnym momencie porzucony został schemat klasycznego thrillera, na rzecz długich dywagacji na temat psychopatii.
Nagle w fabule zaczęło się dziać coś niepokojącego, akcja została spowolniona praktycznie do zera i zamiast dreszczyku emocji pozostał mi co najwyżej nudny wykład z psychopatologii. Pisze wprost, ponieważ jako psycholog zagadnienie psychopatii jest mi bardzo dobrze znane, a w tej konkretnej książce nie zostało przedstawione w sposób wyczerpujący. Wielokrotnie zdarzały się momenty, w których nie mogłam się połapać, o co autorce naprawdę chodzi. Teraźniejsze wydarzenia przeplatane zostały makabrycznymi retrospekcjami, co wyszło ku mojemu ogromnemu zdziwieniu względnie ciekawie i nawet dość naturalnie. Para głównych bohaterów stanowi całkiem zgrany duet i stanowi świetną przeciwwagę dla szalonych wydarzeń, jakie mają miejsce w książce. Oni są spokojni, wyważeni, myślą logicznie i nie dają się ponieść ułańskiej fantazji. W tej konkretnej pozycji ważny jest zmysł obserwacji i czujność, bo wiele informacji nie jest przekazywanych wprost, wiele trzeba się samemu domyślać. Historia przedstawiona w taki sposób pozostawia wiele do życzenia, ale wbrew pozorom jest na swój sposób fascynująca i na swój sposób wciąga. Nie da się ukryć, że makabryczne elementy w połączeniu z psychopatyczną osobowością jednej z głównych bohaterek potrafią na dobre przyciągnąć uwagę czytelnika, a do tego wprawić go w odpowiedni nastrój. Z jednej strony nie dzieje się sporo, a z drugiej niecodzienny klimat tworzy bardzo charakterystyczną atmosferę, która na długo nie pozwali nam od lektury się oderwać. Zakończenie było dla mnie dość przewidywalne i nieco oklepane, ale to wina autorki, która strzeliła sobie w kolano przedwcześnie zasypując czytelnika najistotniejszymi dla tej historii informacjami. Gra w życie jest lekturą skierowaną głównie do fanów thrillerów psychologicznych, którzy z chęcią poszerzą swoją naukową wiedzę.
Nie będę ukrywać- bawiłam się świetnie, ale doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że mogło być o wiele lepiej. Zaproponowany przez Leonę Deakin scenariusz zaintrygował mnie i nie da się ukryć, że miał ogromny potencjał. Niestety w pewnym momencie moje myśli zostały sparaliżowane przez cały ten natłok osobliwych wydarzeń, które z grubsza zniewoliły mój umysł. Czasem mniej znaczy więcej i sądzę, że autorka powinna o tej maksymie pamiętać tworząc swoje następne thrillery.
Za egzemplarz książki dziękuję wydawnictwu Burda Książki