Joanna Podgórska, Małgorzata Ronc- Prokurator. Kobieta, która nie bała się morderców

Tytuł: Prokurator. Kobieta, która nie bała się morderców

Autor: Joanna Podgórska, Małgorzata Ronc

Liczba stron: 304

Wydawnictwo: Znak Literanova

Moja ocena: 7/10

 

 

Małgorzata Ronc to  polska prokurator. W trakcie kariery powierzono jej prowadzenie śledztw w sprawach Mariusza Trynkiewicza i Henryka Morusia. Małgorzata Ronc to prokurator z powołania i kobieta z zasadami. W trakcie pracy naraziła się środowisku lekarskiemu prowadząc sprawę brania łapówek przez lekarzy. Brała udział w śledztwie w sprawie tajemniczej śmierci prezesa NIK-u.

„Mimo, że wymiar kary był taki, jakiego żądałam, złożyłam rewizję, bo  dla czystości prawnej motyw przestępstwa jest ważny. A prokurator musi czuwać nad należytą wykładnią i czystością procesową. (…)”

Prokurator. Kobieta, która nie bała się morderców to  wywiad  dziennikarki „Polityki” Joanny Podgórskiej z prokurator Małgorzatą Ronc. Książka przeplatana jest relacją autorki z prowadzonych  przez nią najtrudniejszych śledztw. Małgorzata Ronc to postać barwna. Śmiało mogę napisać, że to kobieta z charakterem. Swoimi nietypowymi metodami  śledczymi i ciętym językiem wielokrotnie narażała się przełożonym. Ronc z dystansem podchodzi do  swojej pracy. Prokurator śmiało stwierdza, że  może pracować nawet do  70siątki. Dało się odczuć, że Ronc lubi  swoją pracę  i wykonuje ją bardzo rzetelnie. Książka jest napisana w dość charakterystyczny sposób, z pazurem. Małgorzata Ronc nie rozczula się nad sobą. Mimo, że kobiecie w prokuraturze jest trudniej  niż niejednemu mężczyźnie, ona zdecydowanie dawała radę. Kolokwialnie rzecz ujmując Małgorzata Ronc to kobieta z jajami. Prowadziła najtrudniejsze i  najcięższe gabarytowo sprawy.

Książka skupia się na kolejnych sprawach Ronc. Momentami zahacza o jej życie osobiste.  Kobieta skupia się na urokach i cieniach swojej pracy  prokuratora w PRL. Pod naciskiem przełożonego wstąpiła do partii, a zarzekała się, że nigdy  tego  nie zrobi. Ronc krytycznie ocenia wymiar sprawiedliwości z perspektywy czasu. Opisuje swoje relacje służbowe z szefem i funkcjonariuszami policji. Śmiało mogę napisać, że nie było jej łatwo, ale mimo wszystko radziła sobie świetnie. Momentami w jej relacje wkrada się lekki chaos. Zaletą książki jest fakt, że Małgorzata Ronc używa prostego języka, a jej relacja jest bardzo barwna,  a momentami wręcz intrygująca. Kobieta zdecydowanie wie, jak  zainteresować czytelnika.

„Miernikiem pracy prokuratora jest wyrok sądu. Jak ciągle łapie uniewinnienia, to  znaczy, że coś jest nie tak. (…)”

Książka przesiąknięta jest ironią  i charakterystycznym poczuciem humoru Małgrzaty Ronc. Autorka posiada bardzo silną osobowość. Mi osobiście zaimponowała swoją nieustępliwością i naciskiem jaki kładła na dobro śledztwa. Mimo, że było jej  ciężko, nie odpuszczała. Niejedna kobieta mogłaby się załamać prowadząc sprawy okrutnych zbrodni. Małgorzata Ronc potrafiła oddzielić życie zawodowe od prywatnego i  dokładnie wiedziała, gdzie przebiega granica, której  nie może przekroczyć.

Szkoda, że w Polsce zawód prokuratora nie jest tak doceniany. Pod koniec książki Ronc ocenia pracę w prokuraturze po zmianach  ustrojowych. Nie było jej łatwo, gdy  Prokuratorem Generalnym został Zbigniew Ziobro. Dla przełożonych była niewygodna ze względu  na swój  charakter i sposób pracy. Ronc nie potrafiła ulegać naciskom z gór. Swego czasu została nawet odsunięta od spraw karnych  i  przeniesiona do  prowadzenia do spraw administracyjnych. Co miało stanowić dla niej formę kary za wcześniejsze przewinienia. Książka zahacza o  tematy  układów, odwieczną biurokrację i różne formy  interpretowania prawa.

„Sobie młodej powiedziałabym pewnie, że z wiatrakami się nie wygra, ale nie powiedziałabym, że nie należy z nimi walczyć. (…)”

To barwna relacja z pracy  prokuratora, który brał udział w najtrudniejszych śledztwach. Książkę czyta się bardzo  przyjemnie. Polecam!