
Znacie to uczucie, gdy sięgacie po książkę nieznanego wam do tej pory autora? Czujecie lekki dreszczyk, bo nie wiecie czego możecie się spodziewać. Damien Boyd zawodowo jest prawnikiem, specjalizującym się w prawie karnym. Autor otwarcie przyznaje, że podczas pisania swoich książek czerpie ze swojego doświadczenia zawodowego. Część książki dotycząca wspinaczki miała charakter autobiograficzny. Akcja powieści rozgrywa się w miejscu bliskim sercu autora. W mieście Somerset Boyd spędził blisko trzydzieści dwa lata swojego życia. Lektura W linii prostej była niekwestionowaną przyjemnością i pokazała mi nowy wymiar kryminału.
„Po głowie chodziły mu różne komunały, między innymi to, że cel uświęca środki, a także niefortunna mądrość głosząca, iż nie da się zrobić omleta, nie rozbijając jaj. Nie dało się jednak uciec przed prostym faktem: przekroczył granicę. W najgorszym razie czekało go postępowanie dyscyplinarne i nagana. W najlepszym przypadku mogło mu się upiec. Gra była warta świeczki. (…)”
Głównym bohaterem książki jest komisarz Nick Dixon. Poznajemy go w momencie, gdy zdecydował się na porzucenie stanowiska inspektora w Metropolitan Police w Wimbledonie i przenósł się do Somerset. Policjant zostaje poproszony przez rodziców Jake’a Fayter’a o bliższe przyjrzenie się sprawie jego tragicznej śmierci. Chłopak od lat fascynował się wspinaczką i miał na tym polu spore osiągnięcia. Rodzice Jake’a nie mogą uwierzyć, że to był wypadek. Zawodowy wspinacz nie mógł popełnić tak trywialnego błędu. Pytanie czy ktoś rozwiązał węzeł? Sprawa nabiera rumieńców, gdy pojawiają się informacje o możliwości udziału chłopaka w handlu narkotykami.
Nck Dixon podzielał pasję Jake’a. Policjant był w przeszłości parterem wspinaczkowym chłopaka. Sprawa jego śmierci ma dla niego wymiar osobisty. Komisarz Dixon to drobiazgowy śledczy, nic nie umknie jego uwadze. Mężczyzna cierpi na cukrzycę, jak mniemam był to jeden z powodów porzucenia wspinaczki. Czytając kolejne strony czuć, że mężczyzna mocno zaangażował się w sprawę śmierci Jake’a. Nie interesują go półśrodki, chcę odkryć prawdę o śmierci swojego przyjaciela. Zaciekawiła mnie osobowość komisarza. Dixon nie był osobą wylewną, w książce zdecydowanie brakuje informacji o jego życiu prywatnym. Mężczyzna ma jednak w sobie to coś, co czyni go idealnym śledczym. Śledztwo w jego wykonaniu to istny majstersztyk.
Nie liczcie na wartką akcję i nieprzewidywalne zwroty zdarzeń. W linii prostej to dość spokojny kryminał, którego najmocniejszym elementem jest prowadzone śledztwo. Intryga została ciekawie skonstruowana, a czytelnik co najwyżej może się domyślać dalszego rozwoju zdarzeń. Mocną stroną książki są bohaterowie, którzy zostali bardzo dobrze wykreowani, zarówno ci pierwszo, jak i drugoplanowi. W książce mamy okazje wielokrotnie odkrywać brudne sekrety Jake’a. Chłopak zdecydowanie nie był krystaliczny. Rodzice nie mogą pogodzić się z kolejnymi informacjami dostarczanymi przez Dixona. Sam autor w książce stopniuje napięcie. Pojawiło się kilka sensacyjnych elementów, ale nie one w książce były najważniejsze. Zakończenie było dla mnie bardzo zaskakujące i zdecydowanie stanowiło najmocniejszy element książki.
„Skurcze stawały się z każdą sekundą coraz mocniejsze. Nie panował już nad sytuacją. Uświadomił sobie co się zaraz wydarzy. Po jego twarzy zaczęły płynąć łzy. (…)”
W linii prostej to bardzo dobrze skonstruowany kryminał, który zdecydowanie spodoba się fanom gatunku. Autor pokazał mi nowy wymiar powieści kryminalnej. Z niecierpliwością czekam na drugi tom przygód komisarza Nicka Dixona. Polecam!
Za egzemplarz książki dziękuje Wydawnictwu Editio Black.