Chyłka- Zaginięcie [RECENZJA SERIALU]

O tym, że szykuje się ekranizacja Chyłki  dowiedziałam się podczas spotkania autorskiego z Remigiuszem Mrozem w 2016 roku. Dwa lata minęły jak z bicza trzasnął i ani widu, ani słychu o  jakichkolwiek pracach nad tą konkretna produkcją, aż tu  nagle TVN rozpoczął promocje swojego najnowszego  serialu  emitowanego począwszy od 26.12. na platformie VOD. Nie byłam jakoś szczególnie podjarana tą konkretną produkcją i nie ukrywam, że już sama obsada mnie skutecznie odstraszyła. Mimo swoich początkowych obaw postanowiłam na własnej skórze przekonać się, jak scenarzyści  poradzili sobie z przeniesieniem na mały ekran drugiej  odsłony  przygód mojej ulubionej  warszawskiej prawniczki.

Chciałabym  zacząć od jakiś pozytywów, usilnie próbowałam doszukać się jakiś plusów, ale wybaczcie- ostatecznie nie znalazłam ich w ogóle. Na chwilę obecną obejrzałam trzy pierwsze odcinki i szczerze mam już dość tej produkcji. Obsada aktorska (poza Magdaleną Cielecką, która w roli Chyłki poradziła sobie całkiem nieźle) to jakaś porażka, w role konkretnych postaci wcielają się przypadkowi  ludzie, a do tego  grają jak drewno. Patrząc na postać Zordona, w którego  wcielił się Filip Pławiak, można co najwyżej wołać o pomstę do nieba, prawdziwy Oryński może i był  względnie tragiczną ciepłą kluchą, ale zdecydowanie potrafił błysnąć intelektem w odpowiednich momentach. Aktor, jak aktor, może i nie gra źle, ale charakterologicznie i  wizualnie dopasowany nie został w ogóle, oczywiście w opinii mojej skromnej  osoby. Anka z recepcji stała się Monią i szybko się wyjaśniło, dlaczego TVN nie zabrał się za Kasację. Nie liczcie na mroczne epizody z Piotrem Langerem w tle, producencie rozmyślnie zrezygnowali z ekranizacji pierwszej odsłony przygód Chyłki (prawdopodobnie dlatego, że musieliby się o wiele bardziej nagimnastykować, niż w przypadku mdłego Zaginięcia).

Scenarzyści misternie skracali  najbardziej  intrygujące wątki (tym samym doprowadzając mnie do apopleksji), w Zaginięciu jest to  jeszcze dopuszczalne, fabularnie to najprostsza i najsłabsza zarazem część cyklu. Realizacja Kasacji  przysporzyłaby dużo  więcej problemów, ze względu na wysublimowany charakter i całe mnóstwo nagłych zwrotów akcji i innych upiornych  wstawek. Powracając do  obsady, nad którą nie chciałabym się nazbyt długo  rozczulać, ale muszę w końcu  gdzieś wylać swoje żale. Andżelika Szlezyngier- Katarzyna Warnke jakoś nie bardzo  pasuje mi do  typu  pustej lalki z dużym biustem i kształtnym tyłkiem, zgrywanie idiotki  wychodziło jej średnio, momentami wręcz makabrycznie źle. Piotr Żurawski  w roli Kormaka- to  był strzał w dziesiątkę pod względem fizjonomii, z pewnym małym ale. Prawdziwy  Szczypior wciągał kokę, jak  miał więcej roboty i  najnormalniej w świecie nie wyrabiał się ze zleceniami. Po Kasacji  w kancelarii rozpoczęła się ostra polityka antynarkotykowa zmierzająca do  wyeliminowania szkodliwego procederu. Doczepić się mogę również do  wszchobecnego syfu w jaskini mccartyńskiej, Kormak raczej należał do  czyściochów i  nie pozwoliłby  sobie na taki bałagan, już nie mówiąc o tym, że z ekskluzywnego  gabinetu  scenarzyści zrobili kanciapę bez okien. Do wielu elementów mogłabym się jeszcze przyczepić. Nie wiem czy zauważyliście, ale dialogi w serialu w zatrważającej większości są drętwe i bez polotu. Zamiast ostrych ploteczek przy fajce przed budynkiem Skylight Zordon wysłany  zostaje wprost do Chyłki na ścięcie. A ja się pytam gdzie legendarny  talon na kurwę i balon? W scenariuszu  brakuje mocnych, wyrazistych elementów, a główna postać została z premedytacją pozbawiona charakteru. Zamiast  wartkiej  akcji otrzymujemy mdłe, a do tego nieprzemyślane wstawki.

Co do przedstawienia całej historii- nie mam się za bardzo  do  czego  przyczepić, pomysł Mroza został wiernie oddany. Początek pierwszego odcinka doprowadził  mnie do  lekkiego rozstroju nerwowego, było za płytko i za lekko, na szczęście producenci szybko się zrehabilitowali i ogarnęli temat z nieco  innej stony. Chyłka jest dość specyficznym kierowcą, lubi szybką i dosłownie ostrą jazdę, a prowadząc dosłownie ociera się o inne samochody, a do tego ma w nosie przepisy ruchu drogowego, traktując je jako umowne procedury, które można stosować, ale nie trzeba. W serialu (o zgrozo!) Joanna jeździ wręcz przepisowo. Zabrakło mi również mojego  ulubionego Iron Maiden  w tle. Ten serial  jest zaprzeczeniem  powiedzenia, że czasem  mniej znaczy więcej. W tym przypadku  minimalizm doprowadził producentów do zguby. Pochwalić mogę co  najwyżej Magdalenę Cielecką, ona jako jedyna wpasowała się w tę historię idealnie. Pierwotnie miałam wątpliwości co  do wyboru  tej  konkretnej aktorki do roli  Chyłki (wielu internautów w roli kultowej prawniczki obsadzali Agatę Kuleszę, oczywiście gdyby tylko zdecydowała się przefarbować na blond). Cielecka jako  jedyna z całej obsady  wczuła się w odgrywaną postać, a co najważniejsze wizualnie pasje do głównej bohaterki cyklu. Scenarzyści powinni mimo  wszystko  popracować nad dialogami, które zdecydowanie mogłyby  urozmaicić akcję i nadać fabule odpowiedniego  charakteru.

Podejrzewam, że raczej przemęczę się i obejrzę serię do końca, ale szczerzę nie liczę już na jakiekolwiek fajerwerki. Jestem rozczarowana postawą producentów serialu i szczerzę wątpię, czy którykolwiek ze scenarzystów zapoznał się permanentnie z całą serią prawniczych thrillerów Remigiusza Mroza. Nie podejrzewałam, że w tak  prostej historii można zaliczyć, aż tyle irytujących wtop. Mam nadzieje, że najgorsze już za mną i  może być już tylko  lepiej.

Kolejne odcinki możecie obejrzeć tutaj. Zamieszczone w poście zdjęcie zostało pobrane ze strony player.pl.